Mistrzowie dyplomatycznych szachów

Polska powinna się uczyć od Turcji uprawiania skutecznej polityki zagranicznej. Ankara na szczycie NATO kolejny raz popisała się kunsztem w dyplomatycznej grze - pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 14.04.2009 01:36 Publikacja: 13.04.2009 19:17

Jacek Przybylski

Jacek Przybylski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/przybylski/2009/04/13/mistrzowie-dyplomatycznych-szachow/" "target=_blank]blog.rp.pl/przybylski[/link][/b]

Dzięki zręcznie przeprowadzonej operacji zgłoszenia i szybkiego wycofania weta wobec kandydatury Andersa Fogha Rasmussena na nowego szefa NATO Ankara upiekła kilka pieczeni na jednym ogniu. Przepis na sukces był prosty. W przeciwieństwie do polskiego rządu, który chciał przeciągać negocjacje, nie mając w ręku poważnych argumentów, Turcy znaleźli kilka sensownie brzmiących zarzutów przeciw Rasmussenowi.

Główny opierał się na stwierdzeniu, że premier Danii źle się zachował po publikacji obrażających uczucia muzułmanów karykatur Mahometa. Zarzut drugi: Dania wciąż pozwala na działalność telewizji Roj uważanej przez Ankarę za organ terrorystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). I trzeci: Rasmussen publicznie mówił, że Turcja nigdy nie znajdzie się w UE.

[srodtytul]Weto, ale krótkie[/srodtytul]

Ankara doskonale wiedziała, że najważniejsi gracze w NATO nie dopuszczą do tego, by podczas jubileuszowego szczytu sojuszu świat zobaczył, jak bardzo podzielona jest ta organizacja. Turcy zgłosili weto, ale pozwolili sojuszowi zachować twarz i po rozmowach z Andersem Foghiem Rasmussenem, prezydentem USA Barackiem Obamą i liderami najważniejszych państw NATO ogłosili, że są gotowi poprzeć Duńczyka. Co dostali w zamian? Przede wszystkim Rasmussen obiecał, że telewizją Roj zajmą się prokuratorzy i jeśli odkryją powiązania z PKK lub stwierdzą, iż wzywa ona do terroru, stacja zostanie zamknięta. Obiecał też, że jako szef NATO będzie zwracał uwagę na uczucia religijne. – Szanuję islam jako jedną z najważniejszych religii świata i szanuję jej symbole religijne – oświadczył. I dodał, że sprawa karykatur Mahometa wprawiła go w wielkie zakłopotanie.

Natowscy sojusznicy obiecali zaś Ankarze włączenie w prace Europejskiej Agencji Obrony (EDA) oraz otwarcie dwóch nowych rozdziałów w negocjacjach z UE jeszcze przed końcem czerwca.

Choć tureckie weto zostało skrytykowane przez szefa dyplomacji Francji Bernarda Kouchnera i komisarza ds. rozszerzenia UE Olli Rehna, premier Recep Tayyip Erdogan przekonuje, że racjonalne negocjacje, zakończone kompromisem, były zgodne z "europejskim duchem".

Oprócz tego Turcy dostali zapewnienia amerykańskie. Prezydent USA obiecał im np. stanowiska dowódcze w NATO i gabinet zastępcy Rasmussena. Barack Obama publicznie przekonywał też, że Turcja powinna się znaleźć w Unii.

Nie wiemy, co jeszcze usłyszeli Turcy (Ankara nie ujawnia notatek z poufnych spotkań), ale być może właśnie podczas rozmów dotyczących sekretarza generalnego prezydent USA dał się przekonać, by choć na krótki czas zapomnieć o jednej z przedwyborczych obietnic. Gdy bowiem dwa dni po zakończeniu szczytu NATO Barack Obama wylądował w Ankarze, o sprawie Ormian mówił o wiele łagodniej niż podczas kampanii do Białego Domu. Nie użył też ani razu tak nielubianego w Turcji, a bardzo ważnego dla Ormian, słowa "ludobójstwo", choć – jak zauważył "New York Times" – jeszcze jako senator popierał projekt ustawy, która właśnie tym mianem miała określić wydarzenia z 1915 roku.

Tureccy politycy zręcznie wykorzystali też życiorys amerykańskiego przywódcy, przedstawiając go jako Baracka Husseina Obamę. Dla Turcji, która ma odgrywać rolę pomostu między chrześcijańską Europą a muzułmańską Azją, imiona prezydenta USA to istotna cecha przywódcy Ameryki.

[srodtytul]Arabowie chylą czoło[/srodtytul]

Dla Turcji, która konsekwentnie walczy o wpływy na Bliskim Wschodzie i w Azji, zmiana w Białym Domu była istotna. Choć nawet jako bliski sojusznik nielubianego przez wyznawców islamu George'a W. Busha nie miała problemów z umacnianiem pozycji mocarstwa regionalnego. To właśnie Turcja – rywalizująca o wpływy na Bliskim Wschodzie z Iranem – ma w ręku większość atutów. Analitycy amerykańskiego instytutu Stratfor podkreślają, że Arabowie wolą się pogodzić z powrotem silnych Turków i wybaczyć im imperialistyczną przeszłość, niż wesprzeć Irańczyków z ich radykalnym podejściem do religii i polityki. Ankara, będąc bliskim sojusznikiem Waszyngtonu, cieszy się więc zaufaniem bliskowschodnich i azjatyckich przywódców, którzy powierzają jej rolę mediatora w konfliktach, których w regionie nie brakuje.

Jak słusznie zauważa Steven A. Cook z Rady Stosunków Międzynarodowych w Waszyngtonie, Turcy, którzy w czasie zimnej wojny byli skupieni na Europie i USA, po upadku Związku Sowieckiego zaczęli prowadzić grę na kilku frontach. Zaniepokoiło to część zachodnich polityków i ekspertów. Władze w Ankarze dobrze jednak wiedzą, że dla USA Turcja jest kluczowym krajem: graniczącym z Irakiem i Iranem, który wciąż ma duże wpływy w Afganistanie i może pomóc w doprowadzeniu do pokoju na Bliskim Wschodzie. Między innymi dlatego Turcja zyskała miliardy dolarów, pomagając USA w prowadzeniu wojny w Iraku, i nie ma problemów z wynegocjowaniem pomocy wojskowej.

Dowodem na skuteczność tureckich dyplomatów w rozmowach z sąsiadami może być zaś fakt, że udało im się uzyskać poparcie w walce z PKK nie tylko Amerykanów czy Europejczyków, ale i prezydenta Iraku. Czołowy kurdyjski polityk Dżalal Talabani na wspólnej konferencji z prezydentem Turcji Abdullahem Güllem dał ostatnio bojownikom jasny wybór: albo składacie broń, albo musicie opuścić kraj.

Turków szacunkiem darzą też Rosjanie, dawniej śmiertelni wrogowie, a teraz ważni partnerzy gospodarczy.

[srodtytul]Rozczarowanie Unią[/srodtytul]

O Ankarze wciąż nieprzychylnie wypowiadają się politycy europejscy, z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym na czele. Mylą się jednak ci, którym się wydaje, że członkostwo w Unii nadal jest wielkim marzeniem milionów Turków. Dostęp na rynki bliskowschodnie czy dawnych państw ZSRR sprawił, że część ekspertów i polityków nie jest wcale pewna, czy na pewno chce wchodzić do klubu, w którym wciąż są tylko pouczani, nie dostając nic w zamian. – Unia nas szantażuje – mówił "Rzeczpospolitej" kilka miesięcy temu były szef dyplomacji Turcji. Yasar Yakis, który przewodniczy komisji parlamentu tureckiego ds. harmonizacji z UE, zaznaczył, że "w szachach po wykonaniu trzeciego ruchu ma się jeszcze 1,5 miliona możliwości", a Turcja może ich mieć jeszcze więcej.

Patrząc, jak sprawnie Ankara rozgrywa poszczególne partie, można się spodziewać, że wkrótce będzie odnosić jeszcze większe sukcesy w rozgrywce symultanicznej.

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/przybylski/2009/04/13/mistrzowie-dyplomatycznych-szachow/" "target=_blank]blog.rp.pl/przybylski[/link][/b]

Dzięki zręcznie przeprowadzonej operacji zgłoszenia i szybkiego wycofania weta wobec kandydatury Andersa Fogha Rasmussena na nowego szefa NATO Ankara upiekła kilka pieczeni na jednym ogniu. Przepis na sukces był prosty. W przeciwieństwie do polskiego rządu, który chciał przeciągać negocjacje, nie mając w ręku poważnych argumentów, Turcy znaleźli kilka sensownie brzmiących zarzutów przeciw Rasmussenowi.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021