Hiszpania ma zapłacić 70 tys. euro odszkodowania Cygance, której odmówiła prawa do renty wdowiej.
52-letnia Maria Luisa Munoz Diaz, dla bliskich „La Nena”, walczyła o prawo do renty dziewięć lat. Była 15-latką, gdy w 1971 r. wyszła za mąż. Ślub odbył się zgodnie z rytuałem cygańskim – udzielił go któryś ze starszych wiekiem krewnych. Podczas rytuału związuje się młodym dłonie chustą, a ci wobec rodziców i bliskich przysięgają sobie wzajemny szacunek. W świetle prawa cygańskiego tak zawarte małżeństwo jest jak najbardziej ważne, lecz hiszpańskie prawo wymaga zalegalizowania go w urzędzie stanu cywilnego lub kościele. Większość Cyganów to robi, gdy poślubione przez nich dziewczynki osiągną wymagany wiek.
„La Nena” przeżyła ze swym mężczyzną prawie 30 lat i urodziła mu sześcioro dzieci, ale wedle przepisów nie była jego żoną. Gdy umarł w 2000 r., oczekiwała jednak, że dostanie po nim rentę.
19 lat pracował jako murarz, regularnie płacił składkę na ubezpieczenia, mieli książeczkę rodzinną: czuli się pełnoprawnymi obywatelami. Narodowy Instytut Ubezpieczeń Społecznych (INSS) nie uznał jednak cygańskiego ślubu i renty nie dostała. Sprzedawała kwiaty na ulicy, by wyżyć i wykarmić młodsze dzieci. Sąd w Madrycie, gdzie mieszka, uznał wprawdzie, że 30 lat przeżytych z jednym mężczyzną uczyniło ich de facto małżeństwem, ale INSS odwołał się do wyższej instancji, która uchyliła wyrok, a Trybunał Konstytucyjny ostatecznie orzekł, że „La Nena” nie spełnia warunków.
Teraz usłyszał, że Hiszpania dopuściła się dyskryminacji Cyganki z powodu jej przynależności etnicznej i naruszyła europejską konwencję praw człowieka. Sędziowie ze Strasburga podkreślili, że w Hiszpanii lat 70. „La Nena” byłaby zmuszona wziąć katolicki ślub kościelny, co naruszało jej wolność wyznania. „Jestem bardzo szczęśliwa, bo uznali, że jesteśmy normalnymi ludźmi” – mówiła rozentuzjazmowana kobieta rozgłośni SER.