Według wenezuelskiej opozycji lewicowy prezydent Hugo Chavez ma dużo większe zaufanie do Kubańczyków niż do swoich rodaków. Zwłaszcza teraz, gdy z powodu kryzysu spada jego popularność. Musi trzymać rękę na pulsie na wypadek, gdyby nie miał szans na wygranie wyborów lub gdyby opozycja próbowała siłą go obalić.
Do tego potrzebuje służb w rodzaju KGB czy Stasi. Takich, jakie przez ponad pół wieku totalitarnego reżimu stworzyła Kuba. Dlatego właśnie Chavez oddał Kubańczykom pieczę nad sprawami kluczowymi dla funkcjonowania państwa.
Na początku był desant lekarzy, nauczycieli i pielęgniarek. Do tego doszły jednak dziesiątki tysięcy agentów zatrudnianych w wenezuelskich służbach bezpieczeństwa, wywiadzie, siłach zbrojnych, piastujących funkcje doradców politycznych i wojskowych, kontrolujących porty oraz wydawanie paszportów i dowodów tożsamości, nawet import żywności. W przyszłym roku Kuba i Wenezuela mają zostać fizycznie połączone podmorskim kablem telekomunikacyjnym.
– Łączy nas ta sama sprawa – powiedział Raul Castro.
– Ta sama ojczyzna – poprawił go Chavez.