Od dawna już Dalajlama (faktycznie: XIV Dalajlama, jego „świeckie" nazwisko to Tenzin Gjako) określał się jako „na wpół emeryt" i podkreślał, że nie chce władzy politycznej. Teraz poszedł krok dalej – chce przekazać swe uprawnienia premierowi. Choć ten wcale tego nie pragnie.

Szef rządu emigracyjnego Samdhong Rinpocze wezwał Dalajlamę, by ponownie przemyślał swą decyzję. – Zdecydowana większość Tybetańczyków w kraju i poza nim wciąż nie czuje się na siłach, by przejąć władzę niezależnie od Dalajlamy. To trudne do pomyślenia. Dlatego wciąż prosimy Jego Świątobliwość, by z tego zrezygnował – powiedział. Sam 71-letni Rinpocze wkrótce też ma ustąpić, jest już trzech kandydatów na jego miejsce. Jeden z nich zostanie premierem 20 marca, na posiedzeniu emigracyjnego parlamentu.

Jak podkreślają komentatorzy i eksperci, 75-letni Dalajlama obawia się swojej śmierci. Jego następca (inkarnacja), nawet jeśli zostanie odnaleziony, obejmie urząd dopiero po około 20 latach. Jest pewne, że Pekin będzie chciał doprowadzić do wyłonienia posłusznego sobie przywódcy. Uwięził osobę nr 2, Panczenlamę (Gendun Czokji Nima) i wyznaczył własnego, Gijankaina Norbu. A to Panczenlama jest odpowiedzialny za odnalezienie i intronizację nowego dalajlamy.

Decyzja Dalajlamy została krytycznie przyjęta w Chinach. – To sztuczki dla zmylenia społeczności międzynarodowej – mówił rzecznik MSZ Jiang Yu. Agencja Xinhua cytowała szefa władz komunistycznych Tybetu (Tybetańskiego Autonomicznego Regionalnego Zgromadzenia Ludowego) Qiangba Pucoga, który uznał, że to „polityczne show", a emigracyjny rząd Tybetu to „nielegalna organizacja polityczna".