„W sytuacji, gdy w sezonie urlopowym Dania wprowadza kontrole graniczne, mogę jedynie radzić wszystkim, aby natychmiast zawrócili i udali się na urlop w Austrii lub w Polsce" – ta cytowana przez „Bild Zeitung" opinia ministra ds. europejskich Hesji Jörga-Uwe Hahna obiegła wczoraj niemal wszystkie niemieckie media.
Odzwierciedla ona najlepiej, co myślą Niemcy o przywróceniu przez Danię kontroli celnych na granicach z Niemcami i Szwecją. Obywatele RFN podróżują znacznie częściej niż inni Europejczycy i nie wyobrażają już sobie kontynentu ze szlabanami granicznymi. – Kto wybiera się dzisiaj do Danii, tego czeka podróż w przeszłość – donoszą dwa kanały niemieckiej telewizji publicznej.
Politycy ostrzegają zaś Danię przed konsekwencjami odejścia od układu z Schengen. Zdaniem szefa niemieckiej dyplomacji Guido Westerwellego decyzja Danii jest „sygnałem ostrzegawczym dla wolności w Europie".
W opinii Andreasa Schockenhoffa, wiceszefa frakcji CDU/CSU w Bundestagu, Duńczycy „pogwałcili ducha Schengen".
Mało kto w Niemczech wierzy, że północnym sąsiadom chodzi o kontrolę nielegalnej imigracji czy przestępczości. Panuje przekonanie, iż premier mniejszościowego rządu Lars Lokke Rasmussen uległ prawicowym populistom z Duńskiej Partii Ludowej, licząc na wsparcie przez nich reform gospodarczych. Jeśli tak jest, celnicy pełnić będą funkcje strażników granicznych, zatrzymując pojazdy wybrane pod kątem pochodzenia etnicznego kierowcy i pasażerów.