Protesty uliczne zorganizowane w minioną sobotę przez opozycję w największych białoruskich miastach przeciw ubożeniu społeczeństwa i polityce Aleksandra Łukaszenki miały zainaugurować serię masowych demonstracji w celu wymuszenia na władzach poprawy poziomu życia i powtórzenia wyborów prezydenckich z 19 grudnia ubiegłego roku. W stolicy, wedle najbardziej optymistycznych szacunków, opozycji udało się zgromadzić około tysiąca zwolenników. W innych białoruskich miastach na akcje protestacyjne przyszło znacznie mniej ludzi, a w niektórych zostały one wręcz odwołane przez samych organizatorów.

Wśród przyczyn małej liczby uczestników opozycjoniści wymieniają tradycyjnie zastraszanie społeczeństwa przez władze oraz złą pogodę. W sobotę niemal w całej Białorusi rzeczywiście padało i było chłodno. Władze zaś ściągnęły do miejsc protestów opozycji wzmocnione oddziały milicji. Wiele osób zostało prewencyjnie zatrzymanych i ostrzeżonych przed udziałem w demonstracjach pod groźbą pociągnięcia do odpowiedzialności administracyjnej. – Ale to nie są jedyne przyczyny – przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" organizator protestu w Grodnie, lider miejscowego oddziału opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Jurij Istomin. W sobotę rano został zatrzymany przez milicję i przewieziony na rozmowę do prokuratury. Trzymano go tam do momentu, aż kilkudziesięciu mieszkańców Grodna biorących udział w akcji protestacyjnej rozeszło się do domów.

Małe zainteresowanie demonstracjami opozycji Istomin tłumaczy tym, że Białorusini, nawet ci, którzy nie kryją niezadowolenia z polityki władz i poziomu życia, boją się otwarcie protestować. – Zauważyliśmy to, zbierając podpisy poparcia dla demonstracji ulicznej – przyznaje polityk. – Ludzie ostro krytykują władze, siedząc w domu, ale są zajęci przede wszystkim przetrwaniem w warunkach kryzysu gospodarczego i nie mają czasu na protesty. Słowa grodzieńskiego opozycjonisty o tym, że wzrost niezadowolenia z władz nie przekłada się na poparcie inicjatyw opozycji, potwierdzają wyniki badań socjologicznych.

Zarejestrowany w Wilnie niezależny białoruski ośrodek badawczy NISEPI opublikował rezultaty wrześniowego sondażu, z którego wynika, że poparcie dla białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy spadło do rekordowo niskiego poziomu i wynosi obecnie nieco ponad 20 procent. Przy czym zdecydowana większość (61,2 procent) badanych bezpośrednio wiąże przyczyny kryzysu gospodarczego na Białorusi i gwałtownego zubożenia społeczeństwa z osobą prezydenta Łukaszenki. Spadek poparcia dla białoruskiego dyktatora, jak zauważają socjolodzy, nie przekłada się jednak na wzrost popularności liderów opozycji. Suma wyrażanego dla nich poparcia wciąż nie przekracza poparcia dla Aleksandra Łukaszenki.