Europa nie działa nawet w Europie – głosi czołowy kandydat Partii Republikańskiej Mitt Romney, walczący o głosy wyborców w prawyborach w New Hampshire. Jego bardziej konserwatywny konkurent Rick Santorum nie pozostaje w tyle i także używa Europy jako straszaka. – Chcecie zobaczyć Amerykę, jaką planuje Obama. Jedźcie do Grecji – głosi na wiecach wyborczych.
Europa nie przypadkiem stała się chłopcem do bicia w New Hampshire w trakcie kampanii wyborczej republikanów. Jest to rejon, gdzie osiedlali się jedni z pierwszych emigrantów z Europy, o czym przypominają nazwy takich miejscowości jak Manchester czy Dublin.
W takiej scenerii dobrze postraszyć obywateli perspektywą przekształcenia Ameryki w stany zjednoczone Europy. Prezydent Barack Obama występuje w tej kampanii jako przyjaciel Unii Europejskiej, który próbuje przeszczepić na amerykański grunt nieudany europejski model państwa dobrobytu.
– Prezydent chce zmienić dogłębnie nasz kraj. Nie chcę, aby stał się Europą – podkreślał na licznych wiecach Mitt Romney ostrzegając, że jeżeli obecny gospodarz Białego Domu będzie miał kolejne cztery lata na realizację swoich pomysłów, to uczyni z Amerykanów „naród odbiorców świadczeń socjalnych".
Europa zawsze była przedmiotem prezydenckiej kampanii wyborczej w USA, ale nigdy nie rysowano jej w tak czarnych barwach jak obecnie. Piętnowano najwyżej poszczególne kraje, jak w 2004 roku, kiedy zwolennicy George'a W. Busha nazywali polityka demokratów Johna Kerry'ego „francuskim kandydatem". Francja sprzeciwiała się wtedy mocno inwazji na Irak, w USA bojkotowano nawet francuskie produkty. Posługujący się świetnie francuskim Kerry, mający w dodatku rodzinę we Francji, stał się wdzięcznym obiektem ataków. Prezydent Obama nie ma żadnych szczególnych związków z Europą poza jednym: słynnym wystąpieniem w Berlinie, który wybrał cztery lata temu do przedstawienia się Europie jako kandydat na prezydenta USA.