W ubiegłym roku w Unii Europejskiej ubyło prawie 175 tys. pracowników opłacanych z budżetu, tj. urzędników, policjantów czy żołnierzy – wynika z najnowszych danych Eurostatu. Najmocniej zatrudnienie w szeroko pojętej administracji tnie Cypr, a z większych krajów: Czechy, Belgia i Irlandia. Tam liczba etatów w ciągu roku zmalała o ponad 4 proc. Polska na razie omija szerokim łukiem europejskie trendy. Znalazła się wśród krajów, w których administracja puchnie.
Liczba pracujących w tej sferze zwiększyła się u nas w ciągu roku o 1 proc. – Nasza gospodarka rozwijała się dotychczas w miarę szybko i zabrakło silnego bodźca, by wprowadzić restrykcyjne rozwiązania – komentuje te dane Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku.
Premier Donald Tusk już dwa razy zapowiadał wielkie odchudzanie administracji – o 10 proc., ale skończyło się na deklaracjach. Musi jednak do tego wrócić, bo jest jeszcze gorzej, jeśli przeanalizuje się dane Eurostatu w dłuższej perspektywie. Wynika z nich, że w ciągu ostatnich trzech lat liczba pracowników budżetówki w Polsce zwiększyła się łącznie aż o 9 proc. Tylko cztery kraje UE odnotowały większy przyrost liczby urzędników. Na drugim biegunie są na przykład Łotwa, gdzie spadek liczby zatrudnionych wyniósł prawie 30 proc., i Wielka Brytania (12 proc.). Nasz rozrost administracji to głównie efekt zatrudniania w samorządach tysięcy urzędników, którzy musieli się zająć obsługą unijnych funduszy. – W ostatnich kwartałach tej presji już nie było, podejrzewam więc, że biurokracja rozrastała się siłą rozpędu – mówi Aleksander Łaszek z Fundacji FOR.
Polskim problemem jest nie tylko rosnąca liczba urzędników, ale także niska jakość ich pracy. Zauważyło to Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, które – jak ustaliła „Rz" – chce przeszkolić ponad 7 tys. pracowników władz lokalnych mających najgorsze wyniki w pracy. Szkolenia ruszają 27 lutego.
Eksperci prognozują, że w tym i przyszłym roku nastąpi jednak koniec urzędniczego eldorado. – Gospodarka zwolni, a w 2013 r. wpadniemy w lekką recesję – przewiduje Krzysztof Rybiński, rektor Uczelni Vistula. – Władza będzie musiała ciąć wydatki na siebie.