Jaki jest związek między przyznaniem Serbii długo wyczekiwanego statusu kandydata a rozszerzeniem strefy Schengen o Bułgarię i Rumunię? Teoretycznie żadnego. Ale, jak często bywa w UE, kraje wykorzystują wszelkie preteksty, by załatwić ważne dla siebie sprawy.
Pierwszy raz w historii swojego członkostwa w UE próbuje tego Rumunia. Formalnie nie zgadza się na postęp w relacjach Unii z Belgradem, bo chce lepszego traktowania liczącej zaledwie 30 tys. mniejszości rumuńskiej w Serbii. Faktycznie wie, że na unijnym szczycie 1 – 2 marca, który ma zdecydować o przyszłości Serbii, ważyć się będą również losy uczestnictwa Rumunii i Bułgarii w strefie Schengen. Zniesienie kontroli na granicach wewnętrznych UE z tymi krajami jest dla nich symbolicznym zwieńczeniem wejścia do UE. Komisja Europejska już w czerwcu 2011 roku stwierdziła, że spełniają one warunki Schengen. Ale akcesja wymaga zgody wszystkich państw UE, a Holandia mówi zdecydowanie „nie". Decydujące są silne nastroje antyimigranckie w tym kraju i parlamentarny sojusz rządu z nacjonalistami z Partii Wolności Geerta Wildersa. Tego samego, który uruchomił antypolską stronę internetową, gdzie Holendrzy mogą się skarżyć na pracowników z naszego kraju.
Pretensje do Serbii
Podobne do rumuńskich postulaty słychać było w Sofii, choć na razie tylko ze strony marginalnej partii nacjonalistycznej. Zażądała ona wręcz, aby Serbia przekazała Bułgarii część swojego terytorium na wschodnich krańcach, z miastami Bosilegrad i Dimitrowgrad, zamieszkanymi głównie przez Bułgarów. Serbia, stanowiąca wtedy część Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, dostała je od Bułgarii po pierwszej wojnie światowej w wyniku postanowień traktatu z Neuilly. Odebrał on Bułgarii 7 procent jej terytorium w odwecie za sojusz z Niemcami.
Dyplomaci zastanawiają się, czy i jak złamany zostanie opór Rumunii w sprawie Serbii w sytuacji, gdy wszyscy inni, nawet sceptyczni wcześniej Niemcy, popierają Belgrad. Uważają bowiem, że Serbia spełniła stawiane jej warunki: zgadza się na dialog z Kosowem, choć wcześniej pod żadnym pozorem nie chciała uznać nowego bytu państwowego. W to, że w zamian za swoje ustępstwa Rumunia mogłaby dostać wejście do Schengen, nikt nie wierzy. – Rumunia źle to rozgrywa – mówi nieoficjalnie jeden z dyplomatów.
– Nie widzę żadnej zmiany jakościowej w sprawie Schengen między wrześniem 2011 roku (ostatnia negatywna decyzja UE) a dniem dzisiejszym – dodaje inny.