Benedykt XVI, którego w ostatnim dniu wizyty na Kubie słuchało pół miliona ludzi, w tym Raúl Castro, przyznał, że władze już podjęły pewne kroki, by ułatwić Kościołowi wypełnianie jego misji. Apelował o większą otwartość, m.in. o umożliwienie księżom głoszenia katechezy w szkołach.
Dzień wcześniej kubański wiceprezydent Marino Murillo ostatecznie rozwiał nadzieje, że wizyta papieża przyczyni się do zmian politycznych na Kubie. – Będzie tylko korekta, która umożliwi przetrwanie naszego socjalizmu – oznajmił. Zabrzmiało to jak odpowiedź na diagnozę papieża, że „marksizm się przeżył", i na apel o zbudowanie „nowego, otwartego społeczeństwa". Benedykt XVI mówił też o pragnieniach i cierpieniach Kubańczyków i modlił się za więźniów, ale nie sprecyzował, że chodzi mu o skazanych z przyczyn politycznych. Odmowa spotkania z bliskimi więźniów sumienia była przedmiotem ostrych krytyk opozycji.
Z wtorkowej, 40-minutowej rozmowy watykańskiego gościa z kubańskim przywódcą wyciekło tyle, że papież prosił Raula Castro o więcej miejsca dla Kościoła w przestrzeni publicznej i o uczynienie Wielkiego Piątku dniem wolnym od pracy.
Watykan broni Benedykta XVI, podkreślając, że jego wizyta miała religijny charakter. – Papież nie decyduje o konkretnych prawach i rozwiązaniach w danym kraju, nie może w nie bezpośrednio ingerować – mówił rzecznik Watykanu, ksiądz Federico Lombardi. Dodał, że Kościół na Kubie podchodzi do istniejącej tam sytuacji z „dużym realizmem i pokorą, jest ubogi, nie stanowi żadnej potęgi i nie będzie pouczał, co należy czynić".