Jak wynika z danych opublikowanych przez Główny Instytut Statystyczny ISTAT, podwyżki cen, akcyz i podatków sieją spustoszenie we włoskich portfelach. Najbardziej po kieszeni bije Włochów przywrócony podatek od pierwszej nieruchomości – średnio 405 euro. Podwyżki cen żywności (o 7 proc.) będą kosztować statystyczną włoską rodzinę dodatkowo 392 euro. Na najdroższą obecnie w UE benzynę (blisko 2 euro za litr) trzeba będzie wydać blisko 300 euro więcej niż rok temu, a na ogrzewanie – niemal 200 euro więcej. To wszystko, wraz z podwyżką cen biletów kolejowych, komunikacji miejskiej, usług, gazu i prądu składa się na 2333 euro dodatkowych wydatków. To duża suma, jeśli zważyć, że statystyczna pensja nie przekracza we Włoszech 1300 euro na rękę, a blisko połowa Włoszek nie pracuje.
Dotknięci tymi podwyżkami Włosi coraz głośniej narzekają, że praktycznie jedynym pomysłem rządu Maria Montiego na zbilansowanie finansów państwa jest drenaż kieszeni obywateli. Rząd podwyższył akcyzę na paliwo o 13 proc., na alkohol i tytoń o 7 proc. Dzieła dokonały władze lokalne, podrażając usługi od wywozu śmieci po transport publiczny (w Rzymie o 50 proc.).
Na coraz wyższe koszty życia nakłada się coraz trudniej dostępny i droższy kredyt. Jeszcze w maju 2011 r. można było bez trudu otrzymać kredyt mieszkaniowy na 3,09 proc. Dziś oprocentowanie wynosi 4,12 proc. przy średniej strefy euro 3,50 proc., przy czym banki udzielają kredytu wyłącznie klientom o sporych, regularnych dochodach (sprzedaż mieszkań spadła o 18 proc.). W związku z tymi podwyżkami w tej chwili na spłatę rat za mieszkanie włoska rodzina przeznacza 31 proc. swoich dochodów, a jeszcze niedawno 25 proc.
To wszystko dzieje się w sytuacji, gdy siła nabywcza włoskiej pensji spadła w ciągu ostatniego roku o 2 proc. i wynosi obecnie tyle, co dziesięć lat temu. Jak podaje ISTAT, inflacja w tym czasie wyniosła 24 proc., ale cena wody pitnej wzrosła o 70 proc., gazu – 56 proc., prądu – 40 proc., zwózki śmieci – 55 proc., biletów kolejowych – 50 proc. Gdy dodać, że cena benzyny podskoczyła o 120 proc., sam fakt, że Włosi jeszcze żyją, i to nie najgorzej, należałoby uznać za cud.
Jego przyczyny do pewnego stopnia wyjaśnia rozmiar oszustw podatkowych, którym właśnie wydał wojnę premier Monti. Rocznie Włosi ukrywają przed fiskusem 200–250 mld euro, a na kontach za granicą trzymają dwa razy tyle (przy PKB szacowanym na 1660 mld euro). Zdaniem wielu ekspertów właśnie dzięki temu Włosi dają sobie jako tako radę z kryzysem. Świetnie sprzedające się w mediach naloty policji skarbowej na Sardynii czy w alpejskich kurortach wskazują na skalę zjawiska: 2/3 transakcji (sklepy, hotele, restauracje) zawieranych było za pominięciem kasy fiskalnej.