W sklepach tego kantonu leżącego na północnym zachodzie Szwajcarii nazwa „sale" jest w powszechnym użyciu. Po francusku znaczy zaś „brudny". Władze kantonu są tym oburzone, określają to mianem obrazy dla języka francuskiego. I domagają się, by w sklepach stosowano francuski odpowiednik, czyli „soldes".

Wwładze złożyły w lokalnym parlamencie projekt odpowiedniej ustawy. Zdają sobie, że może to być uznane za ograniczenie wolności handlu, ale zapewniają, że to tylko „drobna przszkoda" dla tej wolności.

- Mamy nadzieję, że inne kantony pójdą za naszym przykładem - powiedział przedstawiciel miejscowych władz i zarazem szef organizacji broniącej języka francuskiego Didier Berberat, cytowany przez dziennik „Le Matin".

Dodał, że wielu handlowców ze Szwajcarii romańskiej nie jest zadowolonych ze stosowania „franglais" (mieszanki francusko-angielskiej) narzucanej przez agencje reklamowe z niemieckojęzycznego Zurychu.

Problemy mogą mieć w tym kantonie firmy reklamujące się w całej Szwajcarii. Wiele z nich nie chce używać nazw we wszystkich oficjalnych językach - niemieckim, francuskim, włoskim i retoromańskim - dlatego stosuje angielskie „sale".