Korespondencja z Paryża
Gest jest wyjątkowy: do tej pory żaden przywódca obcego kraju nie brał udziału w ceremonii zgaszenia i zapalenia na nowo płomienia na grobie nieznanego żołnierza pod Łukiem Triumfalnym 8 maja, w rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej. I po Komorowskim być może tego zaszczytu w takiej formie już nie dostąpi: w niedawnym raporcie Cours des Comptes (odpowiednik polskiego NIK) uznał, że kraju nie stać na organizowanie ceremoniału z tak dużą ilością paradnych jednostek.
Spektakl rzeczywiście musiał być kosztowny. Przez udekorowane polskimi i francuskimi flagami Pola Elizejskie przemaszerowały pododdziały reprezentujące wszystkie główne formacje francuskiego wojska, w tym konna Gwardia Republikańska w mundurach zaprojektowanych jeszcze w okresie napoleońskim, a także pododdział polskiej kompanii reprezentacyjnej.
Nowość dla Francuzów
Najbardziej wzruszający był moment, gdy po trwającej blisko godzinę ceremonii obaj przywódcy, przy akompaniamencie Mazurka Dąbrowskiego i Marsylianki, rozmawiali z kilkudziesięcioma kombatantami przybyłymi z Polski.
– 68 lat temu Zachód wydał nas na pożarcie Sowietom, więc żal pozostaje. Ale jeszcze nigdy nie byliśmy tak uhonorowani jak dziś. Dlatego mimo wszystko do Paryża przyjechałem. I jestem naprawdę wzruszona – przyznaje „Rz" por. AK Zofia Haczyńska, która brała udział w partyzantce na Podlasiu.