Po półtorarocznym przygotowaniu prokuratura w Jinan (prowincja Shandong) wniosła akt oskarżenia przeciwko Bo Xilaiowi, byłemu ministrowi i członkowi Komitetu Politycznego Komunistycznej Partii Chin, któremu media wróżyły drogę na szczyty władzy w Pekinie. Proces może rozpocząć się za miesiąc.
Karierę złamało mu ujawnienie łapówkarstwa, ale przede wszystkim własna żona, która, jak się okazało, zleciła zabójstwo brytyjskiego biznesmena Neila Heywooda.
Dla chińskich władz sprawa jest delikatna, dlatego pośpiech, typowy dla procesów wywołujących powszechne zainteresowanie, jest najwyraźniej niewskazany. Innych oskarżonych w sprawach związanych z aferą Bo Xilaia – jak np. komendanta policji Wang Lijuna – skazano już latem ubiegłego roku. Gu Kailai, żona Bo Xilaia, za inspirowanie zabójstwa otrzymała wówczas karę śmierci w zawieszeniu.
Bo Xilai został pozbawiony stanowisk i wyrzucony z partii. Podobno protestował przeciwko przedłużającemu się aresztowi. Według informacji gazet z Hongkongu prowadził strajk głodowy i zapuścił brodę. Jego miejsce pobytu pozostaje nieznane.
Chińscy komuniści robią wszystko, by sprawę Bo Xilaia przedstawić jako odosobniony przypadek, a proces sądowy jako działanie na rzecz oczyszczenia szeregów KPCh z czarnych owiec. Tymczasem w Chinach powszechne jest przekonanie, że członkowie kierownictwa partyjnego niewiele mają wspólnego z komunizmem. W rzeczywistości są technokratami, którzy dawno odeszli od wzorców powściągliwości i zarabiają krocie, wykorzystując swoją pozycję.