Sędzia Denise Lind rozstrzygnęła dziś wieczorem czasu polskiego, że 25-letni wojskowy jest winny 19 spośród 21 zarzutów stawianych przez wojskowych oskarżycieli. Grozi mu za to do 20 lat więzienia. Lind odrzuciła jednak najpoważniejsze oskarżenie o "wspierania wroga", które jest karane dożywociem bez możliwości wcześniejszego ułaskawienia. Sam Manning przyznał wcześniej, że przekazał około 700 tysięcy tajnych dokumentów wojskowych i dyplomatycznych portalowi WikiLeaks i zaakceptował 10, mniej istotnych oskarżeń.
Biały Dom się zmieni
Spór między prokuratorami a adwokatami o to, czy wojskowy jest „zdrajcą” czy raczej tym, który ostrzegł społeczeństwo przed niebezpiecznymi działaniami amerykańskich władz w Afganistanie, Iraku i innych regionach świata, stał się od aresztowania Manninga 3 lata temu także sporem dzielącym wszystkich Amerykanów.
– To jest zwycięstwo Bradleya Manninga. W przyszłości Biały Dom nie będzie mógł ignorować tak dużej części elektoratu i przynajmniej do pewnego stopnia kierować się bardziej humanitarnymi regułami dyplomacji i strategii wojskowej – tłumaczy „Rz” Rudy deLeon z Center for American Progress w Waszyngtonie.
Z najnowszego, opublikowanego pod koniec czerwca sondażu agencji badania opinii publicznej Rasmussen wynika, że tylko 52 proc. Amerykanów uznaje Manninga za „zdrajcę”. Pozostali uważają, że wypełnił obywatelski obowiązek. W tej samej ankiecie 62 proc. twierdzi jednak, że przeciek przynajmniej „do pewnego stopnia” zaszkodził strategicznym interesom Stanów Zjednoczonych.
Snowden jak Manning
Podział w amerykańskim społeczeństwie, jaki spowodowała działalność Bradleya Manninga, znalazł potwierdzenie, gdy ujawniono porównywalnej skali przeciek dokonany przez byłego agenta Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) Edwarda Snowdena.