Republiki bałtyckie zdołały wyrwać się spod wpływów Moskwy, a ich akcesja do UE i NATO, wydaje się, zerwała pępowinę. To ostatni przykład skutecznego wyjścia ze sfery sowieckiej. Czy Mołdawia ma szansę powtórzyć ten sukces? Zwłaszcza dziś, kiedy tyle dzieje się na Ukrainie?
Skoro większość Mołdawian opowiada się za integracją z Unią, Bruksela powinna to uznać. Niestety, mimo że od 2009 r. podejmujemy w tym kierunku bardzo poważny wysiłek, Unia wciąż nie podjęła żadnej decyzji. Mamy więc problem nie tylko ze Wschodem, ale też z Zachodem.
Wiem, że jesteście krajem neutralnym, ale skuteczne gwarancje niezależności to nie tylko Unia, ale i NATO. Czy jeśli większość narodu tego zechce, Mołdawia będzie mogła także przystąpić do NATO?
Tu problem jest szerszy. Mołdawska konstytucja zakłada neutralność kraju. Usiłujemy ją wzmocnić, ale to nie jest możliwe, póki na terenie naszego kraju, wbrew woli większości społeczeństwa, stacjonują obce wojska. Dlatego dziś koncentrujemy się na integracji z Unią, to jedyna droga, aby zbudować nowoczesne państwo, bez korupcji, z niezależną prokuraturą, policją. Jedyny sposób, aby uzyskać duże wsparcie finansowe. Chcemy być Europejczykami nie tylko z powodu historii, języka, ale też dlatego, że przestrzegamy określonych standardów, wartości. ?28 kwietnia weszła w życie umowa o liberalizacji reżimu wizowego z Unią. Staramy się więc iść tą samą drogą, którą przeszły kraje bałtyckie i zachodnie Bałkany. Ale jednocześnie chcemy wytłumaczyć Rosji i innym krajom należącym do unii celnej, że jest to proces, który i dla nich jest korzystny. Przed 2009 r., w trakcie ośmiu lat rządów komunistów w Mołdawii, stosunki Kiszyniowa z Moskwą przeżywały permanentne kryzysy, które kosztowały nas setki milionów dolarów. Od czterech lat jesteśmy przewidywalni, co i Rosja powinna docenić.
Jak daleko sięgają ambicje Putina? Chce przejąć kontrolę tylko nad Ukrainą czy ma szersze plany? Czy w Mołdawii czujecie się zagrożeni?
Mołdawia to mały kraj, a mimo to mamy dłuższą niż Polska, bo liczącą aż 1200 km, granicę z Ukrainą. Jesteśmy zależni od ukraińsko-rosyjskiego konfliktu z wielu powodów: okupacji Naddniestrza, importu rosyjskiego gazu, poważnej mniejszości ukraińskiej żyjącej w naszym kraju. Martwimy się tym bardziej, że sami mieliśmy podobne protesty w 2009 r. przeciwko komunistom, kiedy nie bardzo było wiadomo, kto jest prowokatorem, a kto rzeczywiście manifestuje. Dlatego mamy nadzieję, że to wszystko się w Mołdawii nie powtórzy, że niestabilność na wschodzie Ukrainy nie obejmie też Ukrainy południowej. Od 23 lat sami musimy żyć z „zamrożonym konfliktem", który odziedziczyliśmy jeszcze po ZSRR, i rozumiemy, jak bardzo to może zaciążyć na reszcie kraju. Kryzys na Ukrainie bardzo ciąży także na naszej gospodarce. Co prawda 50 proc. naszego eksportu idzie do Unii, ale reszta trafia na Ukrainę, a poprzez nią także do Rosji, na Białoruś, do Kazachstanu. Tędy prowadzą dla nas główne drogi na Wschód.