Ani zapowiedziane przez prezydenta Goodlucka Jonathana wzmocnienie obecności armii w północnej Nigerii, ani międzynarodowe oburzenie i akcje protestacyjne pod hasłem „Oddajcie nasze dziewczynki" po porwaniu ponad 250 uczennic z Chibok nie zdołało osłabić aktywności nigeryjskich terrorystów.
W wiosce Chukku Nguddoa. komando terrorystów zabiło w środę 29 osób a 10 raniło. Wycofując się islamiści spalili całą miejscowość, łącznie ze spichlerzem, w którym wieśniacy trzymali cały zapas żywności. Tylko w maju zanotowano cztery podobne ataki, nie licząc pogróżek pod adresem szkół, które zdaniem islamistów szerzą „kłamliwe zachodnie nauki".
Boko Haram nie zawsze przyznaje się do swoich wyczynów, ale sposób przeprowadzenia ataków nie zostawia wątpliwości kto jest jego autorem. Tak było we wtorek w mieście Jos, gdzie w skoordynowanej eksplozji dwóch samochodów-pułapek zginęło 118 ludzi. W tym roku liczba cywilnych ofiar islamistów sięga już 1500.
Islamiści stają się coraz bardziej bezwzględni, coraz lepiej wyposażeni. Ich akcje wyglądają na zaplanowane, co świadczy że są szkoleni, najprawdopodobniej przez doradców i emisariuszy Al Kaidy z krajów arabskich Nie boją się słabej policji i organizowanej naprędce samoobrony. W jednej z wsi w stanie Borno rozstrzelali cały 30-osobowy oddział lokalnej milicji zanim któryś z niedoświadczonych rekrutów zdołał oddać choćby jeden strzał.
W zeszłą sobotę w Paryżu odbyło się międzynarodowe spotkanie na temat pomocy dla Nigerii. Prezydent Goodluck Jonathan apelował na nim o pomoc dla Nigerii, bowiem - jak przekonywał - Boko Haram nie jest już tylko lokalnym zagrożeniem, ale ruchem terrorystycznym, który zagraża stabilności w całej Afryce Zachodniej.