Nigeria bezradna w walce z Boko Haram

Przezydent Goodluck Jonathan oczekuje zagranicznej pomocy, jednak jego własna armia wykazuje się słabością i niekompetencją.

Publikacja: 23.05.2014 13:14

żołnierze oddziału Nigerian Rangers

żołnierze oddziału Nigerian Rangers

Foto: ROL

Ani zapowiedziane przez prezydenta Goodlucka Jonathana wzmocnienie obecności armii w północnej Nigerii, ani międzynarodowe oburzenie i akcje protestacyjne pod hasłem „Oddajcie nasze dziewczynki" po porwaniu ponad 250 uczennic z Chibok nie zdołało osłabić aktywności nigeryjskich terrorystów.

W wiosce Chukku Nguddoa. komando terrorystów zabiło w środę 29 osób a 10 raniło. Wycofując się islamiści spalili całą miejscowość, łącznie ze spichlerzem, w którym wieśniacy trzymali cały zapas żywności. Tylko w maju zanotowano cztery podobne ataki, nie licząc pogróżek pod adresem szkół, które zdaniem islamistów szerzą „kłamliwe zachodnie nauki".

Boko Haram nie zawsze przyznaje się do swoich wyczynów, ale sposób przeprowadzenia ataków nie zostawia wątpliwości kto jest jego autorem. Tak było we wtorek w mieście Jos, gdzie w skoordynowanej eksplozji dwóch samochodów-pułapek zginęło 118 ludzi. W tym roku liczba cywilnych ofiar islamistów sięga już 1500.

Islamiści stają się coraz bardziej bezwzględni, coraz lepiej wyposażeni. Ich akcje wyglądają na zaplanowane, co świadczy że są szkoleni, najprawdopodobniej przez doradców i emisariuszy Al Kaidy z krajów arabskich Nie boją się słabej policji i organizowanej naprędce samoobrony. W jednej z wsi w stanie Borno rozstrzelali cały 30-osobowy oddział lokalnej milicji zanim któryś z niedoświadczonych rekrutów zdołał oddać choćby jeden strzał.

W zeszłą sobotę w Paryżu odbyło się międzynarodowe spotkanie na temat pomocy dla Nigerii. Prezydent Goodluck Jonathan apelował na nim o pomoc dla Nigerii, bowiem - jak przekonywał - Boko Haram nie jest już tylko lokalnym zagrożeniem, ale ruchem terrorystycznym, który zagraża stabilności w całej Afryce Zachodniej.

Już obecnie Nigeria otrzymuje wsparcie - siłom zbrojnym pomagają doradcy amerykańscy, brytyjscy i francuscy. Amerykańskie samoloty zwiadowcze przeczesują obszary infiltrowane przez terrorystów.

Problem jednak w tym, że w walce liczącą zaledwie kilkanaście tysięcy bojowników bezradne okazuje się 200-milionowe państwo, które z rocznym tempem wzrostu rzędu 7 proc. i bogatymi zasobami naturalnymi ma ambicję stania się lokomotywą rozwoju całej Afryki subsaharyjskiej.

Krytycy zarzucają nieudolność i brak politycznego wyczucia samemu prezydentowi. Jeszcze dzień po porwaniu uczennic z Chibok żona głowy państwa Patience Jonathan wyrażała opinię, że to tylko plotki, które mają zaszkodzić jej mężowi. Sam prezydent przez miesiąc nie znalazł czasu by odwiedzić dotknięte falą terroryzmu prowincje Plateau, Borno, Bauchi czy Yobe na północy kraju. Jibrin Ibrahim, politolog i jeden z organizatorów kampanii „Bring Back Our Girls" powiedział amerykańskim dziennikarzom „wasz prezydent odwiedza żołnierzy w Afganistanie czy Iraku, a nasz nie jest w stanie wyjechać na ogarniętą niepokojami prowincję".

Zajmujący się Afryką analitycy zwracają uwagę, że mimo trwającej od dwóch lat kampanii terroru władze centralne w Abudży uważały walką z Boko Haram za regionalny problem północnych stanów, które same miały rozprawić się z terrorystami przy użyciu policji i miejscowych sił bezpieczeństwa. Dopiero fiasko tej taktyki skłoniło władze centralne do nieco bardziej zdecydowanych działań.

Problem w tym, że licząca 100 tys. żołnierzy armia największego kraju Afryki jest źle zorganizowana i kiepsko wyposażona. Żołnierze wysłani do walki z Boko Haram są na granicy buntu. Kilku z nich opowiedziało anonimowo reporterom brytyjskiej telewizji „Sky News" jak oficerowie posyłają ich w busz z jednym kałasznikowem w ręce, bez przygotowania i rozpoznania.

Ciężkiego sprzętu prawie nie ma, lub mimo wiecznych napraw jest wciąż niesprawny. Na dodatek żołnierze są sfrustrowani niskim i wiecznie wypłacanych z opóźnieniem żołdem. Problemem jest tez kompetencja i lojalność oficerów, a także korupcja wśród wyższych dowódców. Przedstawiciele amerykańskiego wywiadu, którzy maja przekazywać armii nigeryjskiej dane zdobywane z obserwacji satelitarnych nieoficjalnie wyrażają obawy, czy aby nie będą one trafiały do rebeliantów, którzy dzięki pomocy z bogatych państw arabskich mają pieniądze na przekupienie informatorów.

Dopiero od marca z udziałem amerykańskich instruktorów trwa szkolenie 850-osobowego oddziału Nigerian Rangers, który jest specjalnie przygotowywany do zwalczania rebeliantów.

Ani zapowiedziane przez prezydenta Goodlucka Jonathana wzmocnienie obecności armii w północnej Nigerii, ani międzynarodowe oburzenie i akcje protestacyjne pod hasłem „Oddajcie nasze dziewczynki" po porwaniu ponad 250 uczennic z Chibok nie zdołało osłabić aktywności nigeryjskich terrorystów.

W wiosce Chukku Nguddoa. komando terrorystów zabiło w środę 29 osób a 10 raniło. Wycofując się islamiści spalili całą miejscowość, łącznie ze spichlerzem, w którym wieśniacy trzymali cały zapas żywności. Tylko w maju zanotowano cztery podobne ataki, nie licząc pogróżek pod adresem szkół, które zdaniem islamistów szerzą „kłamliwe zachodnie nauki".

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021