Sunniccy islamiści zajęli dzisiaj miasto Duluija położone zaledwie 90 km od Bagdadu. Jeżeli posuwać będą się w takim tempie, spodziewać się ich można wkrótce w Bagdadzie. Nie wiadomo jednak, czy zdecydują się na próbę opanowania stolicy.
Wydaje się, że nie mają wystarczających sił, ale też iracka armia praktycznie nie istnieje. Zdezintegrowała się w ostatnich dniach, uciekając przed oddziałami dżihadystów z organizacji o nazwie Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL). Ocenia się, że organizacja ma pod bronią 12 tys. bojowników w Syrii i około 8 tys. w Iraku. Dżihadyści poruszają się na półciężarówkach, są niezwykle mobilni i działają błyskawicznie z zaskoczenia. W swym marszu na południe ze zdobytego we wtorek Mosulu poruszają się właściwie bez przeszkód.
Szyicki rząd Nuriego al-Malikiego nie jest w stanie zorganizować obrony. Trwa rekrutacja ochotników wysyłanych na front do stawienia czoła zaprawionym w rajdach bojowych dżihadystom. Nie udało się wprowadzić w kraju stanu wyjątkowego, gdyż w parlamencie zabrakło kworum. Równocześnie premier al-Maliki śle na nowo apele o pomoc pod adresem USA. Zdaniem „New York Timesa" pierwsze prośby o interwencję wysłano już w kwietniu tego roku, w trzy miesiące po opanowaniu przez ISIL kilku miast na zachodzie kraju, w tym Faludży i Ramadi. Rząd w Bagdadzie twierdzi, że skuteczną bronią przeciwko bojownikom ISIL byłyby ataki lotnicze.
Przeczytaj cały artykuł w piątkowym wydaniu "Rzeczpospolitej"