Do tych najważniejszych ustawia się kolejka. Komisarza ds. gospodarczych i monetarnych chciałaby na pewno i Francja, i Holandia, i Finlandia, a wiadomo, że w kolejce ustawiają się też inni. Konkurencję chciałaby Francja, Wielka Brytania i może Polska.
Do energii aspirują Niemcy i również Polska. Rynkiem wewnętrznym chciałaby zarządzać Wielka Brytania i opcjonalnie także Polska. Najważniejsze kraje tradycyjnie uważają, że należą im się ważne teki, i w przeszłości nigdy się nie zawiodły. Jednak ostateczna decyzja Jeana-Claude'a Junckera będzie także zależała od tego, jakich konkretnie kandydatów dostanie.
Coraz bardziej widać, że będzie mu brakowało kobiet. Luksemburczyk zapowiedział już oficjalnie, że musi mieć w KE przynajmniej tyle kobiet co w obecnej Komisji kierowanej przez Jose Barroso. Czyli przynajmniej dziewięć. A usłyszał już oficjalne nominacje z dziesięciu krajów i nie ma wśród nich ani jednej kobiety.
– Komisja Europejska musi zostać w całości zaakceptowana przez PE. Nie wyobrażam sobie, żeby ten Parlament przyjął Komisję, w której będzie mniej kobiet niż obecnie – przewiduje Danuta Hübner, eurodeputowana PO, przewodnicząca Komisji ds. Konstytucyjnych PE. Co oznacza, że może być bardziej skłonny do przyznania ważniejszej teki kobietom niż mężczyznom. W przeszłości się jednak nie zdarzyło, aby przewodniczący KE był w stanie wpłynąć na najważniejsze kraje, jeśli chodzi o parytety.
– Dostawały to, co chciały. Polska budżet, Niemcy energię, Francja rynek wewnętrzny, a Wielka Brytania – sprawy zagraniczne – zauważa Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO.