Ćwierć wieku temu, 11 marca 1990 roku Rada Najwyższa-Sejm Restytucyjny ogłosiła niepodległość Litwy. Później się dowiedzieliśmy, że Związek Sowiecki istniał jeszcze półtora roku. W jakiej atmosferze odbywało się głosowanie w sprawie niepodległości pierwszego kraju wyrywającego się z sowieckiego imperium?
Czesław Okińczyc*: Atmosfera wytworzyła się parę tygodni wcześniej w czasie wyborów. To było pospolite ruszenie wyraźnie ukierunowane w stronę niepodległości. W pierwszych wolnych wyborach w Polsce ten, kto stanął u boku Lecha Wałęsy, mógł liczyc na sukces. U nas tym Wałęsą było hasło odrodzenia niepodległości. W ogóle nie zastanawiano się, co będzie potem, chodziło o to, by jak najszybciej niepodległość osiągnąć.
W Sejmie Restytucyjnym były dwa skrzydła. Jedno to odłączona już od centrali w Moskwie Komunistyczna Partia Litwy pod wodzą Algirdasa Brazauskasa, późniejszego prezydenta i premiera. Prezentowało umiarkowane stanowisko w sprawie ogłoszenia niepodległości, przypominało, że jesteśmy bardzo związani gospodarczo z całym ZSRR i nawoływało, by negocjować z Rosjanami.
Drugie, większościowe, mówiło: najpierw niepodległość polityczna, a potem będziemy analizować, co dalej ze związkami gopodarczymi. Podobne przekonanie panowało też wokół parlamentu, na ulicach, w Wilnie, w całym kraju. Była pełna determinacja zarówno tych, co głosują, jak i ich wyborców. Niezależnie od tego, że później musieliśmy przez półtora roku udowadniać całemu światu, że Litwa jest państwem niepodległym, to nie było wahań.
Jak na wydarzenia wpływało poparcie okazywane dla litewskiej niepodległości przez Polskę?