Niepodległa Litwa. I tak dobrze, że żaden Polak nie głosował przeciw

Rozmowa z Czesławem Okińczycem, jednym z posłów frakcji polskiej, który ćwierć wieku temu głosował za niepodległością Litwy.

Aktualizacja: 11.03.2015 07:15 Publikacja: 11.03.2015 05:32

Czesław Okińczyc w Wilnie

Czesław Okińczyc w Wilnie

Foto: ROL

Ćwierć wieku temu, 11 marca 1990 roku Rada Najwyższa-Sejm Restytucyjny ogłosiła niepodległość Litwy. Później się dowiedzieliśmy, że Związek Sowiecki istniał jeszcze półtora roku. W jakiej atmosferze odbywało się głosowanie w sprawie niepodległości pierwszego kraju wyrywającego się z sowieckiego imperium?

Czesław Okińczyc*: Atmosfera wytworzyła się parę tygodni wcześniej w czasie wyborów. To było pospolite ruszenie wyraźnie ukierunowane w stronę niepodległości. W pierwszych wolnych wyborach w Polsce ten, kto stanął u boku Lecha Wałęsy, mógł liczyc na sukces. U nas tym Wałęsą było hasło odrodzenia niepodległości. W ogóle nie zastanawiano się, co będzie potem, chodziło o to, by jak najszybciej niepodległość osiągnąć.

W Sejmie Restytucyjnym były dwa skrzydła. Jedno to odłączona już od centrali w Moskwie Komunistyczna Partia Litwy pod wodzą Algirdasa Brazauskasa, późniejszego prezydenta i premiera. Prezentowało umiarkowane stanowisko w sprawie ogłoszenia niepodległości, przypominało, że jesteśmy bardzo związani gospodarczo z całym ZSRR i nawoływało, by negocjować z Rosjanami.

Drugie, większościowe, mówiło: najpierw niepodległość polityczna, a potem będziemy analizować, co dalej ze związkami gopodarczymi. Podobne przekonanie panowało też wokół parlamentu, na ulicach, w Wilnie, w całym kraju. Była pełna determinacja zarówno tych, co głosują, jak i ich wyborców. Niezależnie od tego, że później musieliśmy przez półtora roku udowadniać całemu światu, że Litwa jest państwem niepodległym, to nie było wahań.

Jak na wydarzenia wpływało poparcie okazywane dla litewskiej niepodległości przez Polskę?

W Wilnie przebywała wtedy delegacja Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Jej przewodniczący Henryk Wujec przemawiał z trybuny i gratulował nam podjęcia decyzji. Ważne dla nas było, że to wszystko odbywa się nie tylko w obecności obywateli Litwy, już niepodległej. Na sali był konsul USA z Leningradu, byli koledzy z Łotwy, Estonii.

Sześciu, czyli większość polskich posłów wstrzymało się od głosu. Nie zrozumieli, że uczestniczą w historycznym wydarzeniu?

Było jasne, że Rosja nie zechce tak łatwo odpuścić Litwy. Od czasów Lenina w Związku Sowieckim rozgrywano stosunki narodowościowe, czyli to, co było wyjątkowo drażliwe. W tym wypadku mniejszość polska też była rozgrywana. Mieliśmy polskich posłów do Rady Najwyższej Związku Sowieckiego, którzy co tydzień jeździli do Moskwy i przywozili stamtąd informacje od Gorbaczowa, że Litwa nigdy nie będzie niepodległa, że nie ma sensu opowiadać się za niepodległością, bo zostanie ona militarnie zdławiona. Poza tym straszyli, że jeżeli jednak Litwa zostanie niepodległa, to Polacy nie będą tu mieli żadnych praw, żadnych możlwości rozwijania tożsamości narodowej. Poza tym posłowie, którzy 25 lat temu wstrzymali się od głosu, nie mieli rozeznania, co się dzieje w świecie. Przecież Polska już była wolna.

Czy Litwini starali się przekonać frakcję polską do głosowania za niepodległością?

Szczególnie w ostatniej chwili próbowali. Ja sam występowałem w parlamencie i nawowywałem do głosowania za niepodległością, tak jak w 1918 roku, kiedy mieliśmy podpis Polaka pod deklaracją niepodległości Litwy. I zapewniałem, że i tym razem polskich głosów nie zabraknie. Oni tego nie usłyszeli. Ale wpływ ludzi "Solidarności" doprowadził do tego, że nikt nie głosował przeciw, i to już jest dobrze.

A była taka obawa, że Polacy zagłosują przeciw odrodzeniu litewskiej niepodległości?

Oczywiście, że była. Ale teraz nawet Vytautas Landsbergis [szef ówczesnego parlamentu - red.] mówi, że był szczęśliwy, iż mogł zakomunikować całemu światu, że nikt nie był przeciw.

Pan był za. A także Zbigniew Balcewicz i Medard Czobot.

Potem okazało się, że było nas czterech Polaków. Za głosował też Romuald Rudzys. Nie był we frakcji polskiej, lecz w partii Brazauskasa. Wtedy nie wiedzieliśmy, że jest w parlamencie taki Polak, ale we wszystkich dokumentach występuje z przypisaną polską narodowością.

Czy tamto głosowanie wpływa na stosunki między Litwinami i litewskimi Polakami?

To już historyczna sprawa. Niektórzy z bohaterów tamtych wydarzeń bardzo się zmienili. Wśród Polaków, którzy wtedy się wstrzymali od głosu, są tacy, którzy teraz są świętsi od Litwinów, bardziej prolitewscy. Tamto głosowanie nia ma wielkiego wpływu na teraźniejsze stosunki. Ale może gdyby wszyscy Polacy opowiedzieli się wówczas za niepodległością, problemów byłoby mniej, a postulaty polskiej mniejszości dawno byłyby zrealizowane.

Rozmawiał Jerzy Haszczyński

* Czesław Okińczyc był ćwierć wieku temu współzałożycielem Związku Polaków na Litwie. Prawnik, właściciel polskiego radia Znad Wilii i portalu internetowego www.zw.lt

Ćwierć wieku temu, 11 marca 1990 roku Rada Najwyższa-Sejm Restytucyjny ogłosiła niepodległość Litwy. Później się dowiedzieliśmy, że Związek Sowiecki istniał jeszcze półtora roku. W jakiej atmosferze odbywało się głosowanie w sprawie niepodległości pierwszego kraju wyrywającego się z sowieckiego imperium?

Czesław Okińczyc*: Atmosfera wytworzyła się parę tygodni wcześniej w czasie wyborów. To było pospolite ruszenie wyraźnie ukierunowane w stronę niepodległości. W pierwszych wolnych wyborach w Polsce ten, kto stanął u boku Lecha Wałęsy, mógł liczyc na sukces. U nas tym Wałęsą było hasło odrodzenia niepodległości. W ogóle nie zastanawiano się, co będzie potem, chodziło o to, by jak najszybciej niepodległość osiągnąć.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790