W pomysłach na radzenie sobie z kryzysem imigracyjnym w Unii widać podział. Z jednej strony Angela Merkel, która emocjonalnie apeluje o przyjmowanie uchodźców, z drugiej Viktor Orban, który stawia zasieki przed migrantami na granicy z Serbią. Z kolei w instytucjach unijnych z jednej strony mamy Jean-Claude'a Junckera, mocno wspierającego Merkel, a z drugiej Donalda Tuska - może nie sojusznika Orbana w jego antyimigranckiej retoryce, ale na pewno w podobny sposób akcentującego przede wszystkim konieczność ochrony granicy zewnętrznych. Ostatni unijny szczyt można uznać za sukces Tuska.
Mimo groźby weta ze strony Angeli Merkel dokument końcowy nie zawiera żadnego odniesienia do stałego mechanizmu dzielenia się uchodźcami w UE. Wymienia natomiast konkretne działania, idące w kierunku lepszej ochrony granic - czyli wzmocnienie mandatu unijnej agencji granicznej Frontex, zaczątki wspólnego korpusu ochrony granic i porozumienie o bliskiej współpracy z Turcją. Szczególnie to ostatnie może przynieść znaczące zmniejszenie liczby uchodźców do Europy. Turcja, w zamian za liberalizację wizową, pomoc finansową, otwarcie dwóch kolejnych rozdziałów negocjacji akcesyjnych i trochę prestiżu dla prezydenta Erdogana, obiecuje chronić skutecznie swój kawałek wybrzeża, z którego do tej pory uchodźcy wyprawiali się na greckie wyspy. A stamtąd przez Bałkany, Węgry i Austrię do Niemiec.
UE uzgodniła już wcześniej podział jednorazowy dotyczący 160 tys. osób z Syrii, Iraku i Erytrei. Jednak państwa najbardziej obciążone napływem imigrantów w ostatnich miesiącach chciałyby stałego klucza, który mógłby być automatycznie stosowany w razie podobnych kryzysów w przyszłości. Temat postawił na czwartkowym szczycie UE premier Szwecji Stefan Lofven. Podchwyciła go, a nawet zaproponowała konkretny zapis we wnioskach ze szczytu Angela Merkel. To nie spodobało się przywódcom krajów Grupy Wyszehradzkiej (Polski, Węgier, Czech i Słowacji) - doszło do ostrej wymiany zdań między Robertem Fico a Angelą Merkel, w wyniku której niemiecka kanclerz zagroziła zawetowaniem całego wynegocjowanego wcześniej dokumentu, jeśli nie znajdzie się tam jej poprawka. Ostatecznie ustąpiła, dokument jest bez poprawki.
- Jeśli ktoś podejrzewa, że poszczególni przywódcy mają jakieś przemyślane strategie, to jest w błędzie. To wszystko chaotyczne działania podyktowane sytuacją wewnętrzną - mówi nieoficjalnie wysoki rangą polityk w Brukseli. Zachowanie Lofvela i Merkel było nielogiczne: wiadomo, że stały mechanizm ma swoich zdecydowanych przeciwników w UE. A na Radzie Europejskiej decyzje zapadają jednomyślnie, więc poprawka nie miała szans powodzenia. Ale zarówno szwedzki premier, jak i niemiecka kanclerz, mają skomplikowaną sytuację wewnętrzną i znaleźli się w ogniu krytyki z powody zalewającej te kraje fali uchodźców. Musieli więc, na użytek wewnętrzny, głośno domagać się w Brukseli solidarności. Podobnie jak włoski premier Matteo Renzi musiał z oburzeniem zareagować na krytykę Tuska pod adresem Włoch za niedostateczne pilnowanie granic UE i stawianie go w jednym rzędzie z Orbanem, który przecież łamie prawa uchodźców.
Te emocje są zrozumiałe. ale nie powinny zaciemniać obrazu. Kryzysu nie rozwiąże ani stały mechanizm, ani płot na granicy węgiersko-serbskiej. Potrzebny jest cały pakiet działań, które zabiorą dużo czasu i będą kosztowne. I być może jednym z elementów będzie stały mechanizm dzielenia się uchodźcami. Ta propozycja, wbrew temu co sugerują niektórzy politycy w Polsce, nie zniknęła. Owszem przez jakiś czas nie będzie publicznie dyskutowana, bo najpierw trzeba zobaczyć jak działa mechanizm nadzwyczajny (na razie słabo). Komisja Europejska przygotowuje jednak projekt legislacyjny, które będzie potem w normalnym trybie negocjowany i być może nawet poddany pod głosowanie większościowe. Jedyną szansą na zapobieżenie sytuacji, w której w UE będziemy dzielić się milionami uchodźcami jest wcześniejsze zabezpieczenie granic, tak żeby tych uchodźców przypływało jak najmniej.