Swoboda podróżowania po Irlandii istniała przed i po przystąpieniu naszych krajów do Unii w 1973 r. Przywrócenie kontroli na granicach miałoby więc fatalne skutki. Decyzja w tej sprawie należy jednak do Londynu. My w każdym razie nie będziemy wprowadzali kontroli osób przyjeżdżających z Wielkiej Brytanii. Nie zamierzamy też przystąpić do strefy Schengen. Gdy zaś idzie o Porozumienie Wielkopiątkowe, to jest to umowa międzynarodowa, ratyfikowana w ONZ i zatwierdzona w referendum zarówno na północy Irlandii, jak i na południu. Stworzyliśmy wspólne struktury, aby mieć pewność, że przeszłość pozostanie przeszłością. Nie ma od tego odwrotu.
23 czerwca 56 proc. mieszkańców Irlandii Płn. było za pozostaniem w Unii, 44 proc. przeciw. W miarę jak negatywne skutki Brexitu staną się bardziej odczuwalne, ruch na rzecz oddzielenia się Ulsteru od Wielkiej Brytanii nie zacznie nabierać na sile? A może nawet dążenie do zjednoczenia wyspy?
W Irlandii powszechne jest dziś zrozumienie, że to nie jest to dobry moment na otwieranie tego sporu. To, czego nie udało się osiągnąć przemocą, za co zginęło tysiące ludzi, nie zmieni teraz Brexit. Ewentualne negocjacje w sprawie zjednoczenia można podjąć w zupełnie innym momencie, w innych okolicznościach. Zresztą poparcie dla oddzielenia Irlandii Płn. od Wielkiej Brytanii pozostaje niskie, to inna sytuacja niż w Szkocji. I bez tego mamy wystarczająco dużo problemów do rozwiązania, jak choćby utrzymanie ogromnego handlu z Brytyjczykami. To 1,2 mld euro tygodniowo, choć jest bardzo prawdopodobne, że w ciągu dwóch lat naszym pierwszym partnerem handlowym staną się USA, nie licząc Unii, która jako całość odgrywa rzecz jasna dla nas pierwszorzędną rolę.
Irlandia będzie tym krajem Unii, który w największym stopniu odczuje skutki Brexitu. Trzy miesiące od referendum Theresa May zasygnalizowała już irlandzkim władzom, jakie są jej plany?
Oczywiście taoiseach spotkał się z May, ale Brytyjczycy nie mówią nam nic więcej niż innym. Nie znamy ich planów, kiedy będą gotowi do podjęcia negocjacji o wyjściu z Unii. Jedno jest pewne: nie będzie żadnych dwustronnych rozmów w tej sprawie, jedynym forum do takich rokowań musi być Rada UE. Po jednej stronie negocjacyjnego stołu Brytyjczycy, po drugiej zjednoczona Europa.
Słabnąca pozycja Wielkiej Brytanii w Unii już staje się odczuwalna. Zmiana dyrektywy o pracownikach delegowanych, ograniczenie rynku transportu drogowego: Francja, Niemcy i Włochy rozpoczęły protekcjonistyczną ofensywę w Brukseli. A przecież Irlandia ma do obrony superniskie podatki od zysku firm. Czy nie czas na koalicję krajów peryferii Unii w obronie jednolitego rynku, z udziałem Polski, Hiszpanii, ale także Irlandii?