Korespondencja z Dublina
Krzysztof Kiedrowski, wiceprezes Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, ma w tej sprawie własną teorię. – Wiele wpływowych osób we władzach kupiło nieruchomości przed kryzysem i chce, aby ich ceny wróciły do tamtego poziomu, byle nie ponieść strat. Dlatego buduje się mało, rynek jest kontrolowany – tłumaczy „Rz".
Jeśli tak, na boom budowlany trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać. Na fali niezwykłego wzrostu gospodarczego, w latach 1997–2007, ceny mieszkań w Dublinie zwiększyły się czterokrotnie. Gdy jednak uderzył kryzys, nieruchomościowa bańka pękła. I choć od kilku lat Irlandia znów szybko się rozwija, domy i mieszkania wciąż są o 1/5 tańsze niż w szczytowym momencie w 2007 r.
Ale ich ceny mimo to porażają, szczególnie że stolica niespełna 5-milionowej Irlandii to nie jest wielka, europejska metropolia, tylko raczej miasto prowincjonalne.
– Jeśli chcesz wynająć w przyzwoitej dzielnicy trzypokojowe mieszkanie, musisz wydać 2,5–3 tys. euro miesięcznie. To jest problem nie tylko dla imigrantów, ale także dla nas samych – mówi „Rz" irlandzki dyplomata.