Tę historię „Rz” opisała w styczniu. Oficjalnie przyczyną zgonu pacjentki Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego przy szpitalu w Bychawie w Lubelskiem była niewydolność krążeniowo-oddechowa i miażdżyca. Według rodziny starsza pani umarła jednak z wychłodzenia i niedożywienia.
Na wiadomość o jej śmierci wnuczka, pani Dorota, krzyczała na szpitalnym korytarzu: „Ludzie, uciekajcie stąd, bo was zabiją!”, personel nazwała mordercami, a samą placówkę wykańczalnią.
– Takie opinie pochodzą od ludzi, którzy sami mają coś na sumieniu. Próbują w ten sposób usprawiedliwiać to, że oddali bliską osobę do zakładu i przestali się nią interesować – przekonuje Piotr Wojtaś, dyrektor szpitala w Bychawie. – Nic nie upoważnia do nazwania drugiego człowieka mordercą, jeśli się nie ma na to żadnego dowodu.
Zapewnia, że w jego placówce nie doszło do zaniedbań. Domaga się od pani Doroty przeprosin w prasie i 20 tys. zł na cel charytatywny.
Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami, ale jak ustaliła „Rz”, wczoraj Sąd Okręgowy w Lublinie zaproponował zawarcie ugody. Dał na to czas do końca marca.