Godard to jeden z najbardziej znanych francuskich reżyserów. Mistrz „Nowej Fali” lat 60., „egzystencjalista z kamerą”, chętnie odwołuje się też do retoryki marksistowskiej i anarchistycznej – jego ostatnie dzieło, które trafiło w tym roku na ekrany, zatytułowane jest „Film Socialisme”. Zasłynął takimi filmami jak „Do utraty tchu” czy „Alphaville”. W tym roku Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej zapowiedziała, że za całokształt twórczości przyzna mu nagrodę honorową. Wywołało to protesty Żydów, którzy uważają, że reżyser jest antysemitą i wrogiem Izraela.
Żydowski periodyk „Forward” wychodzący w Nowym Jorku zebrał szokujące wypowiedzi Godarda. W 1968 roku nazwał on pewnego producenta filmowego „brudnym Żydem”. O Izraelu mówił jako o „raku Bliskiego Wschodu”. Państwo to nazywał także „Nazizraelem” i „paradoksalną reinkarnacją Trzeciej Rzeszy”.
W filmie z 1976 roku „Tutaj i gdzieś indziej” Godard zestawił Adolfa Hitlera z premier Izraela Goldą Meir. Miał też usprawiedliwiać palestyńskich terrorystów. Między innymi tych, którzy w 1972 roku dokonali ataku na izraelskich sportowców na olimpiadzie w Monachium.
Amerykańscy Żydzi napisali już do Akademii. Według nich przyznanie nagrody Godardowi byłoby tym bardziej nie na miejscu, że reżyser ostro krytykuje przemysł filmowy USA. Miał powiedzieć m. in., że „Hollywood został wynaleziony przez żydowskich gangsterów”.
Akademia nie zamierza jednak zmieniać decyzji. „Zdajemy sobie sprawę, że Jean-Luc Godard mówił rzeczy, które mogą zostać zinterpretowane jako antysemickie. Wiemy jednak również, że oskarżenia te były dementowane. Antysemityzm jest oczywiście godny potępienia. Akademia nie uważa, żeby zarzuty wysuwane wobec Godarda były przekonujące” – napisano w oświadczeniu.