Przez ponad pół wieku nie podjęto prób odnalezienia ciał i uczczenia pamięci bohaterów. Ekshumacje zaczęły się w zeszłym roku, nadzorują je IPN oraz Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, a nad identyfikacją szczątków czuwa Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie z dr. Ossowskim na czele oraz naukowcy z kilku ośrodków w Polsce. Do tej pory ekshumowano 111 ciał (szkieletów), wśród których zidentyfikowano siedem postaci państwa podziemnego.
To sukces, którym polscy naukowcy mogą się szczycić na międzynarodowej arenie. Ich prace pod względem trudności porównać można jedynie z tymi po wojnie na Bałkanach w latach 90. – Tamtejsze były łatwiejsze, bo ekshumacje rozpoczęto parę lat po egzekucjach, żyło wielu krewnych, a szczątki ciał były w znacznie lepszym stanie – mówi Ossowski. – Inne projekty z zastosowaniem metod genetycznych nigdy nie były prowadzone na podobną skalę.
Porządkowanie chaosu
W pracach PBGOT dr Ossowski ze swoimi ludźmi stosuje procedury, jakie obowiązują w zespołach DVI. Polscy specjaliści tworzą też internetową platformę – bazę danych, która pomaga w identyfikacji ofiar. Ta sama baza może być wykorzystywana także w przypadku współczesnych katastrof.
– W Polsce mieliśmy już kilka wielkich katastrof i nikt nie chce testować swoich umiejętności zawodowych w takich właśnie okolicznościach. Nie można jednak dopuszczać do sytuacji, gdy dopiero w chwili nieszczęścia tworzy się zespół potrzebny do podjęcia prac – mówi dr Tomasz Kupiec z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, który pracuje w zespole PBGOT. To dzięki jego wiedzy możliwe jest np. rozpoznawanie koloru włosów czy koloru oczu ofiar, które zostały zabite 60 lat temu. Jeszcze do niedawna byłoby to niemożliwe.
On również jest zdania, że doświadczenie, które zdobywają specjaliści pracujący w zespole PBGOT w czasie identyfikacji ofiar stalinizmu, pozwala sądzić, że w Polsce powstał zespół DVI, który umiejętnościami nie ustępuje tym z innych krajów. – Najmniej skuteczne są doraźne działania. Na miejscu katastrofy zawsze na początku jest chaos, choćby z tego powodu, że katastrofy często mają miejsce w trudnych, słabo dostępnych terenach – zauważa dr Kupiec. – Dopiero wkroczenie ekipy specjalistów, w tym przede wszystkim ekip ratunkowych, powoduje porządkowanie zdarzeń. Inne służby zabezpieczają teren i gromadzą dowody, które będą wyjaśniać przyczyny zdarzenia – dodaje.
Ratuje kto inny
Ale zadania tych ekip są inne niż zadania zespołów DVI. – Nie ratujemy ludzi, ale ich identyfikujemy po śmierci – komentuje dr Andrzej Ossowski. Ratowaniem i opanowywaniem sytuacji zajmują się w Polsce powiatowe i wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego, funkcjonuje też Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, które np. w razie powodzi pełni również funkcję Krajowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Na jego czele stoi premier.
Najważniejszym celem centrów kryzysowych na każdym poziomie zarządzania jest zapobieganie nieszczęściom oraz przygotowywanie planów reagowania na wypadek tragicznego, masowego zdarzenia: organizowanie akcji ratowniczej, zabezpieczanie terenu, a potem usuwanie skutków wypadku. Gdy zespoły ratownicze kończą pracę, wówczas wkraczają specjaliści od identyfikacji.
– Nasza rola w procesach identyfikacyjnych polega na przeprowadzaniu wstępnych oględzin ciał na miejscu katastrofy. W przypadku badań historycznych, takich jak te nadzorowane przez IPN na „Łączce”, wystarczy mniejszy zespół lekarzy sądowych i antropologów, bo główną rolę w identyfikacji odgrywają genetycy i biolodzy – zauważa Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej we Wrocławiu, który także uczestniczy w zespole PBGOT.