Na północy, za kołem podbiegunowym rozgrywają się dość absurdalne sceny. W pasie ziemi niczyjej między Rosją i Norwegią syryjscy uchodźcy, na właśnie zakupionych u Rosjan składanych rowerach, pedałują przez granicę, niekiedy z pokaźnym bagażem. Po 10 min jazdy docierają do Kirkenes w Norwegii, gdzie rowery muszą oddać – nie odpowiadają one obowiązującym w tym kraju wymogom bezpieczeństwa. Ale to najmniejszy problem: Syryjczycy dotarli tam, gdzie chcieli, nie narażając życia tak, jak na szlaku bałkańskim czy śródziemnomorskim, szalupami przez morze.
2 tys. uchodźców z Syrii w ostatnich miesiącach przybyło do Norwegii tym właśnie szlakiem polarnym. Przekraczają oni rosyjsko-norweską granicę na północnym wschodzie, przez najwyżej na północ położone przejście graniczne strefy Schengen, Kirkenes.
Bezpiecznie i wygodnie
Zazwyczaj trasa ich ucieczki zaczyna się w Moskwie, dokąd mogą przyjechać z wizą turystyczną lub studencką. Potem samolotem z Moskwy lecą do Murmańska, potem dalej w kierunku rosyjsko-norweskiej granicy i ostatni odcinek przez granicę rowerem.
Jak wyjaśnia dowódca policji z miasteczka Kirkenes Hans Moellebakken, niektórzy z nich już dłuższy czas żyli w Rosji, zanim zdecydowali się przedostać na obszar Unii Europejskiej przez Norwegię.
Ponieważ przejście graniczne jest zamknięte dla pieszych, Syryjczycy kupują w Rosji tanie składaki i ostatni odcinek pokonują na rowerach.