Nasi eksperci biorą pod uwagę opcję z nadawaniem komórkowym (ang. cell broadcast), czyli opartą na usłudze polegającej na rozsyłaniu informacji (przypominających SMS-y) do abonentów sieci znajdujących się w zasięgu jednej stacji bazowej BTS. Są one grupowane tematycznie i nadawane na osobnych kanałach. Takie rozwiązanie funkcjonuje w Izraelu oraz USA. – Słabością jest to, że nie wszystkie aparaty byłyby w stanie odbierać takie informacje – słyszymy od osoby, która uczestniczy w pracach nad nowym systemem powiadamiania.
Innym rozwiązaniem jest możliwość instalacji w telefonie specjalnej aplikacji. Mogą one zadziałać tylko w sytuacji, gdy smartfon jest podłączony do internetu (a to, jak wiadomo, nie zawsze jest możliwe np. na Ukrainie). W tym przypadku rozpatrywane jest wykorzystanie aplikacji mObywatel (dzisiaj może się w niej znaleźć np. portfel z dokumentami). Teraz z aplikacji takiej korzysta ok. 8 mln Polaków. – Wystarczy dodać zakładkę bezpieczeństwo, aby otrzymywać odpowiednie powiadomienia – mówi nasz rozmówca. Miks cell broadcast z powiadomieniem SMS wprowadzają teraz np. Francja czy Nowa Zelandia.
Z projektu ustawy o ochronie ludności, który został przygotowany przez MSWiA, wynika, że resort chce zmusić obywateli do zainstalowania w telefonach aplikacji RSO (Regionalny System Ostrzegania). Umożliwia ona dostęp do komunikatów generowanych przez centra zarządzania kryzysowego oraz przez MSWiA. Aplikacja ta budzi kontrowersje, bo trzeba włączyć geolokalizację. Niektórzy eksperci wskazują, że służby w ten sposób mogą inwigilować użytkowników. Wskazują też na trudności z jej instalowaniem. Jak podaje MSWiA, do końca 2020 r. aplikację tę pobrało 944 tys. użytkowników.
Dlaczego szybkiego powiadamiania nie gwarantuje alert RCB? Zbyt długie są procedury podejmowania decyzji o wysyłce komunikatu: na początku RCB musi otrzymać odpowiedni wniosek np. od wojewody, starosty, Centrum Zarządzania Kryzysowego, na tej podstawie dyrektor RCB podejmuje decyzję, wiadomość jest redagowana i system ją generuje do określonego regionu kraju.
Osobnym problemem jest alarmowanie za pomocą syren. W przypadku zagrożenia mogą one zostać uruchomione na polecenie wojewody. Sęk w tym, że z tych urządzeń korzystają też ochotnicze straże pożarne do powiadamiania druhów, aby przybyli do strażnic. Zatem obywatel nie jest w stanie rozróżnić, który sygnał z syreny dotyczy rzeczywistego zagrożenia.