– Brak znajomości niemieckiego jest ogromną przeszkodą, stąd moja propozycja – tłumaczy minister edukacji Bettina Stark-Watzinger (FDP) pomysł wprowadzenia angielskiego do urzędów administracji państwowej. Nie od zaraz, ale na początek urzędnicy znający angielski mieliby zostać przesunięci do pracy z cudzoziemcami. – Sygnał musi być jasny: jesteśmy krajem imigracyjnym – twierdzi minister z partii liberalnej.
Wszystko po to, aby otworzyć Niemcy na imigrantów o wysokich kwalifikacjach zawodowych spoza krajów Unii Europejskiej. Wygląda na to, że rezerwuar fachowców, jakim były państwa UE, zwłaszcza kraje Europy Środkowej i Wschodniej, już się wyczerpał i Niemcy zamierzają sięgnąć po pracowników z odległych rejonów świata. Mieliby posiadać komfort posługiwania się w kontaktach urzędowych językiem angielskim powszechnie znanym zwłaszcza w środowiskach wysoko wykwalifikowanych fachowców, o jakich Niemcy zabiegają.
Specjaliści dla gospodarki
Rezerwuar fachowców ze wschodu UE się wyczerpał. Niemcy zamierzają sięgnąć po pracowników z odległych rejonów świata
„Rząd federalny ułatwia sobie zadanie, gdy jednostronnie opiera się na imigracji z krajów spoza UE, aby rozwiązać problem niedoboru wykwalifikowanych pracowników” – ogłosiła już opozycja z CDU/CSU, proponując lepsze wykorzystanie „potencjału w kraju i w innych krajach UE”. W przeszłości CDU/CSU sprzeciwiały się zdecydowanie samemu określeniu Niemiec jako kraju imigracyjnego. Jeden z prominentnych polityków CDU Jürgen Rüttgers zasłynął przed laty powiedzeniem „Kinder statt Inder” (Dzieci zamiast Hindusów), sprzeciwiając się inicjatywie rządu Gerharda Schrödera sprowadzania także z Indii specjalistów z dziedziny IT do Niemiec. W jego opinii programy edukacyjne powinny doprowadzić do odpowiedniego wykształcenia niemieckich dzieci tak, aby zagraniczni specjaliści nie byli potrzebni. Nic takiego się nie stało: za mało dzieci i za duże potrzeby kadrowe. CDU od tego czasu nieco się zmieniła, ale po podobne hasła sięga obecnie Alternatywa dla Niemiec (AfD) – populistyczna skrajna prawica.
– Odżywa stara dyskusja na temat imigracji. Jestem ciekaw, w którym kierunku się rozwinie. Na razie chodzi o motywację natury gospodarczej, czyli zapewnienie gospodarce fachowców – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Thomas Pogundtke, politolog z Uniwersytetu im. Heinricha Heinego w Düsseldorfie. Zwraca uwagę, że w rozpoczynającej się debacie pomijana jest sprawa stałego napływu imigrantów do Niemiec, zwłaszcza milionowej fali uchodźców z Syrii czy Afganistanu sprzed kilku lat. Wbrew niektórym nadziejom nie wypełnili oni luki na rynku pracy. Po latach ponad 60 proc. tych imigrantów korzysta ze świadczeń socjalnych. Nie takich imigrantów Niemcy potrzebują.