W niedzielę w Łapach pod Białymstokiem znaleziono ciało 36-letniego mężczyzny i wychowywanego przez niego dziesięciolatka. Mieli rany postrzałowe głowy, a zdaniem policji było to tzw. rozszerzone samobójstwo. Hipotezę o targnięciu się na własne życie badają też mundurowi w Będzinie w woj. śląskim, gdzie w niedzielę pociąg śmiertelnie potrącił 36-letniego mężczyznę. Kilka dni wcześniej w Bielsku Podlaskim policjanci w ostatniej chwili odcięli 45-latka, który próbował powiesić się na pasku.
O próbach samobójczych media donoszą niemal każdego dnia. Jednak mimo to liczba takich przypadków w całym kraju spada. „Rzeczpospolita" dotarła do policyjnych statystyk za 2016 rok. Wynika z nich, że doszło wtedy do 5405 zamachów samobójczych zakończonych zgonem. Rok wcześniej było ich 5688, a w 2014 roku – 6165.
– Można mówić już o trendzie spadkowym – uważa prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii i kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych UM w Łodzi. Podkreśla, że tendencja pojawiła się po wielu latach wzrostu liczby samobójstw.
Powód? Zdaniem prof. Gałeckiego efekty zaczęły przynosić kampanie społeczne mające uczulić na problem depresji. – Nawet jeśli sam chory nie widzi potrzeby pomocy, często problem zaczyna dostrzegać rodzina. Pacjenci w mniejszym stopniu czują się też stygmatyzowani. A dzisiejsze leki są na tyle skuteczne, że w przypadku podjęcia leczenia znacznie spada ryzyko próby samobójczej – dodaje.
Profesor zauważa jednak, że mimo trendu spadkowego problem jest poważny. Widać to w unijnych statystykach.