Dziecko – najpoważniejszy wydatek całego naszego życia

Najwięcej kosztuje nas nastolatek: chce, by mu zapłacić za kurs językowy, tenis, markowe ubranie i nową komórkę

Publikacja: 30.05.2008 03:50

Pieniądze nie są najważniejsze. Znam wiele rodzin wielodzietnych, które żyją bardzo skromnie i są sz

Pieniądze nie są najważniejsze. Znam wiele rodzin wielodzietnych, które żyją bardzo skromnie i są szczęśliwe – mówi Robert “Litza” Friedrich, założyciel Arki Noego, ojciec siódemki dzieci (archiwum Roberta Friedricha)

Foto: Rzeczpospolita

To, ile pieniędzy wydajemy, zmienia się wraz z wiekiem dziecka, poziomem wykształcenia i zarobkami jego rodziców. Pewnego sposobu liczenia nie ma, ale pewne zasady są stałe.

– Na niemowlę wydajemy dwa razy tyle, co na dorosłego. Potem wydatki spadają. Utrzymanie małego dziecka jest już tylko o 20 – 30 procent droższe niż osoby dorosłej. Następnie wydatki się wyrównują. I tak to trwa, dopóki dziecko nie skończy 14 lat. Wtedy następuje eksplozja kosztów. Wydajemy znowu dwa razy więcej niż na osobę dorosłą – opowiada Wiesław Łagodziński z GUS.

Oczywiście wydatki na osobę dorosłą w rodzinie bardzo się różnią. Średnio wynoszą one 810 złotych. Ale najbardziej zamożne rodziny wydają 1,5 tys. zł na osobę. Wśród nich wyróżniają się przedsiębiorcy, w rodzinach których wydatki przekraczają nawet 2 tys. zł na osobę. – Od tego zróżnicowania bardzo wiele zależy w życiu dziecka. Tylko najlepiej sytuowane rodziny stać na to, żeby rzeczywiście w dziecko inwestować – mówi Łagodziński.

Na dodatek eksplozja kosztów następuje coraz szybciej. Dziecko wysyłamy na dodatkowe lekcje już nie w liceum, ale od razu w podstawówce.

Wiele zależy od miejsca zamieszkania. – W Warszawie na dziecko wydaje się o jedną trzecią więcej niż na dorosłego, na prowincji może o 15 procent więcej. Inne są możliwości, inne koszty zajęć dodatkowych – tłumaczy Łagodziński. – Im większe miasto, tym utrzymanie dziecka jest droższe, równocześnie większe są jego możliwości awansu społecznego – dodaje.

Centrum im. Adama Smitha szacuje, że utrzymanie dziecka kosztuje ok. 700 zł miesięcznie. – Pod warunkiem, że jest to dziecko małe, do dwóch – trzech lat, i przede wszystkim zdrowe – dodaje prof. Julian Auleytner z Polskiego Towarzystwa Pomocy Społecznej. – Koszty wychowania dziecka gwałtownie rosną, jeśli jest ono niepełnosprawne czy zachoruje. O ile? Tego nikt nie wie. Przecież nikomu taki szacunek się nie opłaca – mówi prof. Auleytner.

Rodzice chorego dziecka wydają pieniądze na dojazdy, lekarzy. Często tracą jedną z pensji, gdy jedno z nich musi poświęcić się opiece. – Są pieniądze unijne, które pozwoliłyby zdiagnozować, jakie są potrzeby takich dzieci. Ale nie ma na taką analizę zapotrzebowania politycznego. Przecież rodzicom dzieci, którzy ponoszą takie zwiększone koszty, państwo powinno zaproponować jakąś pomoc – mówi prof. Auleytner.

Na pomoc dla rodzin najwięcej przeznacza się we Francji – 6 proc. PKB (średnia w całej UE wynosi 2,3 proc. PKB), co daje sumę ponad 80 mld euro. W Irlandii jest to 1,9 proc. PKB, w Hiszpanii i Włoszech, gdzie spośród krajów starej Unii przeznacza się najmniej środków na pomoc rodzinie, to odpowiednio 0,4 i 0,9 proc. Silny nacisk na pomoc dla rodzin kładzie się w państwach skandynawskich. W Danii wynosi ona 3,8 proc. PKB, w Szwecji 3,5 proc., a w Finlandii 3,4 proc. Niewiele mniej, bo 3,2 proc., wydają na ten cel Niemcy. Najdłużej na urlopie macierzyńskim matka lub ojciec mogą przebywać: w Szwecji – 360 dni, we Francji, Hiszpanii – 16 tygodni, w Niemczech, Belgii, Danii, Irlandii, Luksemburgu – 14 tygodni, a w Portugalii i Holandii – 12 tygodni.

js,kai

Robert „Litza” Friedrich, założyciel Arki Noego i ojciec siedmiorga dzieci

Rz: Jak to jest wychowywać tyle dzieci?

Robert Friedrich: Na pewno nie można się nudzić, bo zawsze dużo się dzieje. Jestem człowiekiem, którego niszczy bezczynność, więc mi to odpowiada. Trzeba dzieciom poświęcać dużo uwagi i miłości, bo każde z nich jest inne. Życie w rodzinie wielodzietnej to wielka szkoła życia społecznego. Dzieci uczą się dzielenia, wybaczania i tego, jak żyć z innymi.

W społeczeństwie często pojawiają się opinie, że rodziny wielodzietne to patologia.

Niestety, można się spotkać z takimi opiniami. Często ludzie reagują zdziwieniem, gdy słyszą, ile nas jest. A przecież w historii Polski i świata wielu wspaniałych ludzi wychowało się właśnie w rodzinach wielodzietnych. Dwoje ludzi, którzy się kochają i żyją ze sobą 20 lat w małżeństwie, a tak jest w naszym przypadku, ma siódemkę dzieci, co w tym dziwnego? Uważam, że to jest w sam raz.

Życie w rodzinie wielodzietnej to także niemałe koszty. Wielu ludzi narzeka, że nie stać ich na posiadanie dziecka, a co dopiero kilkorga.

Nie zawsze jest łatwo. Pamiętam, jak w pierwszych latach po ślubie mieszkaliśmy z żoną w jednym pokoju. Trzeba było palić w piecu, rąbać drewno i nosić węgiel. A mieliśmy już wtedy trójkę dzieci. Mimo że nie było nam łatwo, dzięki miłości i wzajemnemu wsparciu zawsze jakoś sobie radziliśmy. Dlatego uważam, że pieniądze nie są najważniejsze. Znam wiele rodzin wielodzietnych, które żyją bardzo skromnie i są szczęśliwe. Znam też rodziny, w których jest tylko jedno dziecko, a szczęścia brakuje.

Nie da się jednak ukryć, że trudno jest w Polsce utrzymać liczną rodzinę.

Niestety, nasze kochane państwo nie wspiera rodzin wielodzietnych. Mimo że utrzymuję dziewięcioosobową rodzinę, muszę płacić takie same podatki jak ci, którzy żyją na własny rachunek. A koszty utrzymania są zupełnie inne. Weźmy prosty przykład wyjazdu wakacyjnego. W naszym przypadku zawsze to jest razy dziewięć. Ale tak jak mówiłem, szczęście nie zależy od pieniędzy.

rozmawiał Jarosław Stróżyk

Przy bardzo małym, karmionym piersią dziecku koszty, których nie da się uniknąć, to 700 złotych. Tyle wydaje się na pieluchy, środki pielęgnacyjne, ubranka. U starszego dochodzi jeszcze żłobek, zabawki, jedzenie: przynajmniej 1000 zł. Coraz droższe jest jedzenie, bo staram się go nie kupować w supermarkecie. Warzywa i mięso kupujemy w małym sklepie, z pewnego źródła. Jestem pewna jakości, ale za to wydajemy więcej.

Na wydatki wpływa doświadczenie: młodszej córce nie kupuję już rzeczy, które mogą się okazać niepotrzebne. Nie robię zapasów ubranek, bo już wiem, że one nie muszą się przydać. Staram się używać rzeczy dobrej jakości, ubranek z naturalnych materiałów, skórzanych butów. Ale nie zwracam uwagi na markę. Nie chcę do niej dopłacać. Większe zakupy, na przykład wózek czy łóżeczko, robimy w Internecie. Jest taniej niż w sklepie. Staramy się oszczędzać, mimo że na pewno nie należymy do rodzin źle sytuowanych. Zarabiamy powyżej średniej. To, z czym my sobie radzimy, dla rodziców innych dzieci bywa trudne. W żłobku widać, że czasem trzeba komuś przynieść rzeczy po starszym dziecku. Są ludzie, którzy zarabiają po 800 złotych i też mają dzieci. Mimo wszystko wydaje mi się, że to nie ceny decydują o tym, czy ktoś się decyduje na dziecko. Ważniejsze jest to, czy można mu zapewnić opiekę, czy jest się zdrowym, czy praca jest pewna.

syl

Trudno policzyć, ile dokładnie przez te wszystkie lata wydaliśmy na utrzymanie dzieci. Nigdy nie było łatwo, ale jakoś sobie radziliśmy. Za komuny mimo wszystkich niedogodności akurat w sferze socjalnej było trochę lepiej. Naprawdę tanim kosztem można było np. wysłać dzieci na kolonie. Dzisiaj zorganizowanie wakacyjnego wyjazdu dla całej rodziny jest bardzo drogie. Zawsze uważaliśmy z żoną, że najlepszą inwestycją jest inwestycja w edukację dzieci. Woleliśmy wydawać na to pieniądze niż np. na sprzęt gospodarstwa domowego. Nie da się jednak ukryć, że zapewnienie im wyższego wykształcenia jest bardzo kosztowne. Nasza najstarsza córka Kasia właśnie skończyła studia. Syn Michał jest na trzecim roku Politechniki Poznańskiej. Przeniósł się na studia zaoczne, żeby móc pracować i łatwiej się utrzymać. Najmłodszy syn Maciej uczy się w liceum, więc mieszka z nami i dlatego koszty jego utrzymania są mniejsze. Łatwiej mają te rodziny, których dzieci nie muszą dojeżdżać na studia. Najwięcej pieniędzy pochłania opłacenie stancji. Dużo kosztują także wszelkiego rodzaju przejazdy. W ostatnich latach trudniej było utrzymać dzieci. Wpływ na to mają przede wszystkim rosnące ceny. Inflacja sprawia, że wszystkie podstawowe produkty ostatnio podrożały. Niestety, równie szybko nie wzrastały w tym czasie nasze płace. Obawiam się trochę, co się stanie, jeśli zostanie wprowadzone u nas euro. Otwarcie granic, liczne kontakty z zagranicą sprawiły, że zupełnie inaczej traktuje się to, co jest dzisiaj niezbędnym minimum.

js

Po naszym domowym budżecie widać wyraźnie, jak bardzo wszystko drożeje. Chleb, który kiedyś kosztował 1,5 złotego, dzisiaj kosztuje 3 zł. 100 złotych wystarczy na drobne zakupy na dwa dni. Wydatki rosną, także związane z dziećmi. Pensje stoją w miejscu. Jest coraz ciężej.

Wychowywanie czwórki dzieci jest oczywiście łatwiejsze, bo młodsze uczą się od starszych, ale już oszczędności są w dużej mierze mitem. Co prawda dziewczynki mogą nosić ciuszki po sobie, ale po pierwsze, nie zawsze chcą, po drugie, buty czy kurtki trzeba kupować każdej osobno.

Problemem są wakacje, gdyby nie teściowie, nie wyjeżdżalibyśmy nigdzie. Starsze dzieci jeżdżą na kolonie, ale tylko dzięki dofinansowaniu od państwa. Ja sam na urlopie nie byłem od dziesięciu lat. Żona nie pracuje, bo przy takiej liczbie dzieci ma masę pracy w domu.

Postawiliśmy na wartości wychowawcze za cenę trochę skromniejszego życia. Widać efekty tego poświęcenia: starsze dzieci mają świadectwa z wyróżnieniem.

Dodatek rodzinny jest niewysoki – 400 złotych na czwórkę dzieci. Irytuje biurokracja. Co dwa, trzy miesiące trzeba się stawiać z tymi samymi dokumentami w różnych urzędach. Rozwiązania prorodzinne? Rozumiem, że pieniędzy na pomoc rodzinom jest mało. Ale uważam, że te, które są, powinny być inaczej wykorzystywane.

Zbyt dużo trafia do rodzin patologicznych, gdzie są przepijane. Jeśli chcemy pomagać dzieciom, a nie jeszcze utrudniać im życie, to płaćmy za obiady, ubrania czy wakacje.

Niektórym rodzicom pieniędzy do ręki dawać nie wolno.

syl

To, ile pieniędzy wydajemy, zmienia się wraz z wiekiem dziecka, poziomem wykształcenia i zarobkami jego rodziców. Pewnego sposobu liczenia nie ma, ale pewne zasady są stałe.

– Na niemowlę wydajemy dwa razy tyle, co na dorosłego. Potem wydatki spadają. Utrzymanie małego dziecka jest już tylko o 20 – 30 procent droższe niż osoby dorosłej. Następnie wydatki się wyrównują. I tak to trwa, dopóki dziecko nie skończy 14 lat. Wtedy następuje eksplozja kosztów. Wydajemy znowu dwa razy więcej niż na osobę dorosłą – opowiada Wiesław Łagodziński z GUS.

Pozostało 94% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni