Korespondencja z Brukseli
Komisja Europejska przedstawiła wczoraj propozycje nowych zasad finansowania walki z ubóstwem na świecie. Mają one obowiązywać od 2014 roku, gdy rozpoczyna się kolejny wieloletni budżet UE. Organizacje pozarządowe z uwagą przyglądają się, co mówi KE, bo ponad połowa rządowej pomocy dla biednych w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej jest finansowana przez Unię Europejską. W 2010 roku było to 53,8 mld euro.
Od 2014 roku Bruksela chce uzależnić pomoc dla biednych od warunków spełnianych przez rządy w innych krajach – wprowadzanie standardów demokracji, przestrzeganie praw człowieka czy zdrowe zarządzanie gospodarcze. – Nie może pogarszać się tam sytuacja praw człowieka – powiedział wczoraj Andris Piebalgs, unijny komisarz ds. polityki rozwojowej. Według niego takie uwarunkowanie zmusi obdarowane państwa do reform.
Bruksela chce także skoncentrować się na krajach najbiedniejszych i zrezygnować z transferów do tych znajdujących się w kategorii krajów o „nisko-średnim dochodzie". Według metodologii Banku Światowego są takie państwa, gdzie roczny dochód na głowę mieszkańca osiągnął 1000 dolarów rocznie. A więc nieco mniej biedne niż te znajdujące się w najgorszej sytuacji. Piebalgs podkreślał wczoraj, że nie będzie to jedyne kryterium i dokładną listę uprawnionych do pomocy państw przedstawi w grudniu. Ale organizacje pozarządowe już alarmują.
– Stosując tę metodologię, prawo do pomocy stracą tysiące ubogich w Peru czy Angoli – mówi „Rz" Angela Corbalan z brukselskiego biura Oxfam, międzynarodowej organizacji pomocowej. Oxfam powołuje się na statystyki pokazujące dramatyczne zmiany na mapie światowego ubóstwa. Jeszcze 20 lat temu 93 proc. wszystkich ubogich na świecie żyło w krajach ubogich. Dziś aż 75 proc. ubogich żyje w krajach – według definicji BŚ – o „nisko-średnim dochodzie". Zdaniem Oxfam nie można ich zostawić bez pomocy. A stawianie warunków będzie z największą szkodą dla biedaków.