Sobotni marsz "oburzonych" zorganizowany przez uczniów Wielokulturowego Liceum im. Jacka Kuronia zgromadził w stolicy kilkaset osób (według policji – 150, według organizatorów – 800).
Demonstranci z polskiego Ruchu 15 Października dołączyli do manifestujących w podobny sposób m.in. w Hiszpanii, Niemczech czy USA. Młodzi ludzie za granicą w obliczu kryzysu gospodarczego buntują się przeciwko całej klasie politycznej, dominacji kapitału nad demokracją i rosnącemu rozwarstwieniu majątkowemu. Nie wysuwają jednak szczegółowych żądań.
Polski ruch spisał 21 konkretnych postulatów. Domaga się m.in. trzyletnich płatnych urlopów macierzyńskich, przerwania eksmisji do kontenerów, refundacji zabiegów in vitro, legalizacji aborcji i wycofania religii ze szkół. – To jest dialektyczny konkret – mówił Michał Sutowski, redaktor "Krytyki Politycznej", która włączyła się w organizację marszu. – W Hiszpanii protestujący nie mieli odwagi sformułować tak daleko idących postulatów jak my.
Hasła odnoszące się do legalizacji aborcji wywołały jednak konsternację wśród uczestników demonstracji. – Naprawdę domagają się zalegalizowania aborcji i poruszają tematy światopoglądowe? – dziwił się uczestniczący w warszawskim marszu Gonzalo, 22-letni student z Hiszpanii, weteran protestów w Madrycie. – U nas, w Hiszpanii, formułujemy hasła tak, by nie zrażać ani ludzi prawicy, ani lewicy.
W sobotę o 12 przed bramą Uniwersytetu Warszawskiego pojawili się stali bywalcy lewicowych protestów: Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, Filip Ilkowski z Inicjatywy Stop Wojnie, przeciwnicy genetycznie modyfikowanej żywności i wydobywania gazu łupkowego, a gazetki kolportowali trockiści z Platformy Spartakusowców.