W Kanadzie dojrzewa bunt studentów

Protesty przeciwko podwyżce czesnego w Quebecu stają się coraz gwałtowniejsze. Mogą się rozlać na inne kraje

Publikacja: 25.05.2012 02:02

Nawet 150 tysięcy studentów protestowało w Montrealu

Nawet 150 tysięcy studentów protestowało w Montrealu

Foto: AP

Chociaż protesty przeciwko podwyżce czesnego trwają już ponad 100 dni, do niedawna mało kto zwracał na nie uwagę. Dopiero kiedy pokojowe demonstracje zaczęły przeradzać się w zamieszki, kolejny społeczny bunt przyciągnął uwagę mediów z całego świata. W dotkniętych kryzysem społeczeństwach kanadyjscy studenci szybko zjednują sobie sympatię. Solidarność z nimi zapowiedzieli już studenci z Nowego Jorku i Paryża, którzy również mają wyjść na ulice.

Studenci z prowincji Quebec nie zgadzają się na zapowiedzianą przez rząd podwyżkę czesnego o 80 procent. W ciągu kilku lat opłaty za studia miałyby stopniowo wzrosnąć o 1800 dolarów za rok nauki. Pierwsi demonstranci wyszli na ulice w lutym. Od tamtej pory fala protestów przybiera na sile. Czara goryczy przelała się w ostatni piątek, kiedy parlament przyjął ustawę ułatwiającą władzom pacyfikację demonstracji. Zgodnie z nowymi przepisami organizatorzy protestów, w których ma wziąć udział więcej niż 50 osób, muszą z 8-godzinnym wyprzedzeniem poinformować o nich władze. Potem uczestnicy manifestacji muszą się trzymać wyznaczonej trasy. Za blokowanie dostępu do uczelni grozi grzywna od 1 do 5 tysięcy dolarów. Organizatorzy protestów, podczas których będzie łamane prawo mogą zapłacić nawet 35 tysięcy dolarów kary.

Wprowadzenie tak restrykcyjnych przepisów, które zdaniem niektórych ekspertów są niezgodne z konstytucją, dolało oliwy do ognia. W ostatnich kilku dniach demonstracje w Montrealu miały nawet 150 tysięcy uczestników i wyjątkowo gwałtowny przebieg. Aresztowano ponad 400 osób. Studenci czują się jednak coraz silniejsi, bo zdołali przyciągnąć uwagę mediów z całego świata.

Według tego samego scenariusza zaczynała się fala protestów „Occupy Wall Street", która rozlała się na cały świat.

Zawłaszczanie przestrzeni publicznej na znak protestu przeciwko elitom odpowiedzialnym za wywołanie kryzysu zaczęło się w Hiszpanii, ale uwagę świata przykuła dopiero brutalna akcja policji na moście Brooklińskim w Nowym Jorku. Potem protest zaczął szybko ogarniać inne kraje.

– Protest studentów przeciwko podwyżkom czesnego w większym stopniu niż ruch „Occupy Wall Street" przypomina bunt z lat 60. i 70. Wtedy protesty dotyczyły konkretnych grup społecznych lub zawodowych jednoczących się wokół konkretnej sprawy. Dzisiaj kryzys dotknął tak wielu środowisk, że granice między nimi się zacierają i na ulice zwykle wychodzą obok siebie różne grupy społeczne – mówi „Rz" prof. Rodney Barker z London School of Economics. Jego zdaniem ogólnoświatowy bunt studentów byłby nietypowym zjawiskiem.

Protesty studentów przeciwko podwyżkom czesnego przetaczały się już przez wiele krajów, ale nie były skoordynowane. Chociaż demonstracje w Wielkiej Brytanii i Grecji miały gwałtowny przebieg i zwróciły uwagę mediów, nie uruchomiły fali w innych krajach.

Teraz jednak demonstracjom w Quebecu zaczynają towarzyszyć protesty w innych krajach. W Hiszpanii w tym tygodniu po raz pierwszy zgodnie zastrajkowały wszystkie uczelnie wyższe. Na ulice wyszły też tysiące studentów w Meksyku, którzy oskarżają media o faworyzowanie jednego z kandydatów przed wyborami prezydenckimi.

Chociaż protesty przeciwko podwyżce czesnego trwają już ponad 100 dni, do niedawna mało kto zwracał na nie uwagę. Dopiero kiedy pokojowe demonstracje zaczęły przeradzać się w zamieszki, kolejny społeczny bunt przyciągnął uwagę mediów z całego świata. W dotkniętych kryzysem społeczeństwach kanadyjscy studenci szybko zjednują sobie sympatię. Solidarność z nimi zapowiedzieli już studenci z Nowego Jorku i Paryża, którzy również mają wyjść na ulice.

Studenci z prowincji Quebec nie zgadzają się na zapowiedzianą przez rząd podwyżkę czesnego o 80 procent. W ciągu kilku lat opłaty za studia miałyby stopniowo wzrosnąć o 1800 dolarów za rok nauki. Pierwsi demonstranci wyszli na ulice w lutym. Od tamtej pory fala protestów przybiera na sile. Czara goryczy przelała się w ostatni piątek, kiedy parlament przyjął ustawę ułatwiającą władzom pacyfikację demonstracji. Zgodnie z nowymi przepisami organizatorzy protestów, w których ma wziąć udział więcej niż 50 osób, muszą z 8-godzinnym wyprzedzeniem poinformować o nich władze. Potem uczestnicy manifestacji muszą się trzymać wyznaczonej trasy. Za blokowanie dostępu do uczelni grozi grzywna od 1 do 5 tysięcy dolarów. Organizatorzy protestów, podczas których będzie łamane prawo mogą zapłacić nawet 35 tysięcy dolarów kary.

Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK