Dzisiejszy strajk na Śląsku to próba generalna przed protestem w całej Polsce. Związkowcy grożą, że jeśli rząd nie przystanie na ich żądania, we wrześniu sparaliżują kraj. Część komentatorów zwraca jednak uwagę, że gdyby władze przystały na ich postulaty, skończyłoby się to katastrofą budżetu i obróciło przeciw pracownikom.
Protest na Śląsku rozpocznie się o 3.15 strajkiem komunikacji miejskiej. O godz. 6.00 zaplanowano dwugodzinne strajki w zakładach przemysłowych. Od godz. 8.00 – na kolei i w oświacie. Poszczególne zakłady mają przerywać pracę na dwie godziny.
Dodatkowo w całym kraju odbędą się pikiety. Związki zaplanowały je przed południem w Gdańsku, Krakowie, Warszawie, Kielcach, Szczecinie i Olsztynie, Zielonej Górze, Poznaniu, Wrocławiu i Bydgoszczy, a po południu w Bielsku-Białej i Łodzi.
Śląski strajk, współorganizowany przez „Solidarność", pokaże, czy związki są w stanie zmobilizować rzesze ludzi do akcji wymierzonej w rząd. Rzecznik „S" Marek Lewandowski zapowiada na wrzesień „ogólnopolską akcję protestacyjną". Na razie jednak nie wiadomo, czy miałby to być strajk generalny, manifestacje czy seria mniejszych, ale dokuczliwych dla rządu działań.
Związkowcy stawiają gabinetowi Tuska ultimatum: zrezygnują ze strajku, jeśli rząd wycofa się z planowanych zmian dotyczących czasu pracy i poinformuje o tym do 17 kwietnia.