Rozruchy zaczęły się od zdarzenia, które z powodzeniem mogło się skończyć tak samo jak środowy mord nad Tamizą. 69-letni mężczyzna groził przechodniom maczetą. Policjanci woleli nie ryzykować. Strzał jednego z nich okazał się śmiertelny. W zamieszkach, które wybuchły na początku tygodnia, początkowo brała garstka młodych emigrantów. Ale z każdą nocą bilans rozruchów jest coraz poważniejszy. Spalone samochody liczy się już w dziesiątkach, grupy zamaskowanych chuliganów mają po sto i więcej osób, zamieszki, które początkowo obejmowały tylko zamieszkany w 80 proc. przez imigrantów Husby, teraz rozlały się na siedem innych dzielnic stolicy. Protestujący są też coraz bardziej brutalni. Gdy straż pożarna stara się ugasić podpalone restauracje lub sklepy, protestujący rzucają w funkcjonariuszy kamieniami lub oślepiają ich laserem. Wszystko byle utrudnić akcję ratunkową. Policja, oskarżona przez imigrantów o rasistowskie wyzwiska, wydaje się bezradna. Do tej pory aresztowano jedynie czterech chuliganów, którzy zresztą niedługo później zostali wypuszczeni. Liczba rannych wśród policjantów jest natomiast coraz większa.

– Palenie samochodów to nie jest forma wyrażania opinii, to chuligaństwo – ostrzega konserwatywny premier Fredrik Reinfeldt.

Per Adman, socjolog z Uniwersytetu Uppsala, uważa jednak, że takie apele niewiele dadzą. Potrzebna jest zasadnicza reforma polityki imigracyjnej. Szwecja jest jednym z tych państw w zachodniej Europie, który do tej pory wyjątkowo gościnnie przyjmował imigrantów. W tym mało zaludnionym (8 mln mieszkańców) kraju w ubiegłym roku osiedliło się 110 tys. cudzoziemców. Prawie połowa z nich otrzymała azyl. To głównie przyjezdni z Syrii, Iraku, Afganistanu. W konsekwencji emigranci stanowią już 15 procent ludności Szwecji, najwięcej ze wszystkich krajów skandynawskich. Szwecja oferuje im mieszkanie, zabezpieczenia socjalne, kursy językowe. To wszystko okazuje się jednak za mało z jednego powodu: młodzi imigranci nie mają pracy. O ile średni wskaźnik bezrobocia jest relatywnie niski (8 proc.), to już wśród młodzieży ogółem jest on trzykrotnie wyższy. A gdy idzie o dzielnice zamieszkane głównie przez imigrantów, obejmuje prawie połowę młodzieży.

Do radykalnego (o 90 proc.) zmniejszenia liczby imigrantów nawołuje trzecia partia kraju, Szwedzcy Demokraci. Do niedawna niszowa, teraz zdobywa już w sondażach ponad 10-procentowe poparcie. I może się okazać po przyszłorocznych wyborach niezbędnym elementem nowej koalicji rządowej. Wobec zagrożenia ze strony ugrupowań populistycznych swoje stanowisko wobec imigrantów rewidują także konserwatyści premiera Reinfeldta.

– Szwecja jest jednym z tych krajów Unii, które przyjmują najwięcej imigrantów. To jest nie do utrzymania. Dziś wiele rodzin imigrantów utrzymuje się wyłącznie z zasiłków socjalnych. Nie możemy dłużej tego tolerować – ostrzega minister spraw wewnętrznych Tobias Billstrom.