Szkoci należą do najpowszechniej czytających prasę narodów Europy. W latach 90."Herald", najpopularniejsza gazeta w Glasgow sprzedawała w kraju liczącym 5,2 mln mieszkańców grubo ponad 100 tys. egzemplarzy, a miejscowe tabloidy nawet dwa razy więcej. Szczyt zainteresowania mediami nastąpił po 1999 roku, kiedy powstał niezależny parlament w Edynburgu.
Szkoci wręcz chłonęli informacje polityczne, a atmosferę do dziś podgrzewają debaty i spory o perspektywy pełnej niezależności kraju od Londynu po 300 latach przynależności do Wielkiej Brytanii. Wszystko to powodowało, że globalny kryzys prasy drukowanej był w Szkocji znacznie słabiej odczuwalny niż w innych częściach Europy.
Odpowiedź na zasadnicze pytanie odnośnie przyszłości kraju ma przynieść referendum uzgodnione przez premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona i szefa szkockiego rządu lokalnego, a zarazem przywódcę nacjonalistów Aleksa Salmonda. Referendum ma odbyć się już we wrześniu 2014 r., jednak paradoksalnie czym jego data staje się bliższa tym bardziej Szkoci wydają się zmęczeni ciągłym "wałkowaniem" tematu.
Tegoroczne sondaże wskazują, że zdecydowanych zwolenników niepodległości Szkocji zaczyna ubywać. O ile ich odsetek w 2011 r. (kiedy wybory wygrała opowiadająca się za wyjściem z Wielkiej Brytanii Szkocka Partia Narodowa) zbliżał się do połowy to dzisiaj nie przekracza 35 proc. Skutkiem tego jest zmniejszone zainteresowanie mediów problematyką separatyzmu - nawet jeśli przed wyborami w 2011 r. główne gazety, takie jak szkocka wersja tabloidu "Sun" albo poważniejszy "Sunday Herald" wyraźnie popierały kurs niepodległościowy.
Analitycy rynku mediów twierdzą, że pewna rolę w zmianie akcentów odgrywa polityka wydawców, którzy zaczynają coraz bardziej odczuwać kryzys mediów drukowanych i nie chcą iść pod prąd nastrojów społecznych aby nie tracić jeszcze więcej czytelników. Tym bardziej, że wskutek globalnych trendów także w Szkocji debata publiczna coraz wyraźniej przenosi się do internetowej blogosfery, choć ton nadają jej wciąż czołowe gazety.