Młodzi narzekają, że kształcenie na wyższej uczelni to chybiona inwestycja – wynika z najnowszego raportu fundacji „Energia dla Europy". Prawda jest jednak taka, że największe problemy z pracą mają absolwenci kierunków, o których od dawna się mówi, że nie ma na nich zapotrzebowania.
Z informacji przesłanych do autorów raportu przez wojewódzkie urzędy pracy wynika, że w większości regionów pracy najdłużej szukają pedagodzy, absolwenci administracji publicznej oraz ekonomii. W Polsce kształci się także zbyt wielu specjalistów w tak wąskich dziedzinach, jak iberystyka, kulturoznawstwo czy historia sztuki. Brakuje lekarzy, informatyków i fizyków.
– Niestety, zbyt wiele osób wybiera studia, które nie dają żadnych praktycznych umiejętności. Trudno się więc dziwić, że nie można po nich znaleźć pracy – tłumaczy Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Bank.
Dlaczego je wybierają? Bo są znacznie łatwiejsze niż studia politechniczne, dostępne dzięki szybkiemu rozwojowi uczelni niepublicznych. – Wiele z tych osób, które dziś mają ukończony licencjat, kilka lat temu zakończyłoby edukację najwyżej na maturze, bo na studia by się nie dostali – mówi prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.
Autorzy raportu tłumaczą, że wśród młodych panuje wpojone im przez rodziców przekonanie, że studia to przepustka do dobrej pracy. Ponadto rezygnacja z kształcenia powoduje, że taka osoba traci w oczach rówieśników.