Kłopoty Andrzeja Pieniądza zaczęły się pod koniec lat 90. Był wtedy przedsiębiorcą, znajomy szukał małej pożyczki – 30 tys. zł – na rozkręcenie biznesu z Ukrainą. Pan Andrzej skojarzył znajomego z Rafałem K., który chciał zainwestować w ten projekt. To on wyłożył 21 tys. zł, resztę jego narzeczona z przyjaciółką, która po kilku latach została sędzią w Rzeszowie. – Żadnej umowy nie spisaliśmy, po prostu to była dżentelmeńska umowa, a ja byłem jej świadkiem – wspomina pan Andrzej. Tyle że pomysł nie wypalił, pieniądze przepadły, a Rafał K. w ciągu kilku miesięcy zażądał spłaty długu. – Znajomy, który wziął pożyczkę, nie miał tych pieniędzy, potem wyjechał do USA. Wszystko spadło na mnie. A ja wykazałem się wielką naiwnością. Po naciskach Rafała K. po fakcie spisaliśmy umowę, choć nie musiałem tego robić – mówi.
Bez zgody żony pan Andrzej zgodził się na zastawienie mieszkania, widząc w tym jedyne wyjście z kryzysowej sytuacji. – Sądziłem, że uda mi się planowany biznes i pokryję zobowiązania. Miałem producentów kamienia pod autostrady ze Słowacji i wstępne umowy z polskimi firmami budowlanymi. Tyle że rząd wycofał się z planowanej autostrady. Poniosłem fiasko i tak wpadliśmy w spiralę zadłużenia, z której już nie wyszliśmy. Zaczęło nam brakować na czynsz, zadłużyliśmy się we wspólnocie mieszkaniowej. Chcieliśmy się uwolnić od długów, sprzedając jedyny majątek – mieszkanie, ale napotkaliśmy mur – wzdycha pan Andrzej.
Rafał K. wystąpił do komornika o zlicytowanie mieszkania pana Andrzeja. Operat szacunkowy z 2002 r. opiewał na 98 tys. zł (cena wywoławcza 73 tys. zł). Licytacja przesunęła się jednak o dwa lata, a odsetki rosły.
Ślepa Temida
Andrzej Pieniądz przez cztery lata pisał pisma do sądu, wierzycieli, komornika, by pozwolili mu sprzedać mieszkanie za dobrą cenę na rynku wtórnym pod kuratelą notariusza. – Chciałem wszystkich spłacić wraz z odsetkami, a to, co zostanie, ewentualnie zostawić sobie na mały kąt – tłumaczy pan Andrzej. Tym bardziej że miał kupca, który chciał zapłacić za mieszkanie 250 tys. zł. – Dawał nam dwa razy więcej, niż wynikało z operatu szacunkowego. Ale ani komornik nie chciał się wycofać, ani sąd podjąć mediacji z wierzycielami – utyskuje pan Andrzej.
Wniosek o ponowną wycenę sąd uznał. Ta sama biegła wyceniła mieszkanie państwa Pieniądz jedynie na 123 tys. zł, a licytacja nastąpiła dopiero w listopadzie 2007 r. Wtedy już wartość mieszkania pana Andrzeja była dwukrotnie większa, czego dowodem są wyceny podobnych mieszkań w Rzeszowie w licytacjach innych komorników. Sąd odrzucił prośbę dłużników o adwokata z urzędu. Mieszkanie kupił znany w Rzeszowie przedsiębiorca, a koszty egzekucji komorniczej tylko z wierzytelności Rafała K. sięgnęły blisko 6 tys. zł! Nowy właściciel zażądał od dłużników wyprowadzenia się lub comiesięcznego czynszu – 1000 złotych. Andrzeja Pieniądza i jego żony nie stać było na taką opłatę.
– Po licytacji nadal mieliśmy gigantyczne zadłużenie, bo z 226 tys. zł aż 136 tys. zł to były mordercze odsetki, jakie nałożył na nas sąd. Tego nie spłacimy nigdy – mówi z żalem pan Andrzej.