Na terenie grodziska dawnego zamku Kazimierza Wielkiego we Włodzimierzu Wołyńskim od 1939 do 1956 r. znajdowało się więzienie NKWD. Z dwuletnią przerwą, gdy budynek wykorzystywała policja niemiecka.
W tym miejscu, nazywanym małym Katyniem, od czerwca prace poszukiwawcze prowadziła grupa polskich oraz ukraińskich archeologów i antropologów. – W tym roku w dołach śmierci znaleziono szczątki ponad tysiąca osób. Wśród ofiar są m.in. polscy żołnierze oraz policjanci – mówi „Rz" prof. Andrzej K. Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
To, że we Włodzimierzu mogą się znajdować ciała ofiar Sowietów i Niemców, podejrzewano co najmniej od początku lat 90. W 1997 r. Ukraińcy znaleźli tam szczątki 96 osób zabitych prawdopodobnie najpóźniej w 1941 r. Potem prace wstrzymano, powrócono do nich dopiero w 2011 r. i trwały one do teraz. – W sumie w tym miejscu znaleziono szczątki co najmniej 2680 osób – podaje prof. Kunert.
Podczas tegorocznych prac naukowcy znaleźli kilkaset łusek z różnej broni. Przeważają te z używanych przez Sowietów pistoletów TT, kaliber 7,62 mm. Zdaniem Aleksieja Złatogorskiego, szefa ukraińskich archeologów, więźniów mordowało NKWD w latach 1940 i 1941.
Ponowny pochówek wydobytych szczątków odbędzie się 23 września na cmentarzu komunalnym we Włodzimierzu Wołyńskim, na którym grzebano też szczątki odnajdywane wcześniej. Teraz stoi tam jedynie krzyż z napisem, że w miejscu tym leżą ofiary masowych represji – nie identyfikuje on ani zamordowanych, ani sprawców zbrodni. Ma się jednak pojawić bardziej precyzyjna informacja. – Chciałbym, aby tak się stało w przyszłym roku – mówi prof. Kunert.