- Jednak zawsze podchodzimy do takich sygnałów bardzo poważnie, bo włącza nam się alert, że mogło dojść do zabójstwa noworodka – tłumaczy komisarz Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji.
Sam wspomina taka sytuacje sprzed kilku lat. Wtedy mieszkańcy jednej wsi pod Leżajskiem powiadomili policję o ciąży u sąsiadki, a potem braku dziecka. Mundurowi poważnie podeszli do tego sygnału. Sprawdzali m.in. palenisko w piecu, bo zaszło podejrzenie, że noworodek został spalony. I to się później potwierdziło.
We wtorek po południu policjanci z Gliwic dostali informacje, że jedna z młodych mieszkanek miasta była w zaawansowanej ciąży, a już nie jest. I nie wiadomo co się stało z dzieckiem. Mundurowi pojechali na miejsce.
Porozmawiali z kobietą. Ta przyznała, że doszło do poronienia. Wskazała miejsce w ogródku, gdzie ukryła w foliowej torbie zwłoki sześciomiesięcznego płodu. Młoda kobieta trafiła do szpitala. Na jej przesłuchanie muszą zgodzić się lekarze.
Ciało dziecka trafiło do Zakładu Medycyny Sądowej, gdzie zostanie wykonana sekcja zwłok. Podczas badań biegli sądowi będą próbowali ustalić czy chłopiec urodził się żywy i dlaczego doszło do poronienia. - Po otrzymaniu wyników i wyjaśnieniu wszystkich okoliczności prokurator podejmie decyzje co do kwalifikacji prawnej tego zdarzenia – mówi kom. Marek Słomski, rzecznik policji w Gliwicach.