Mieszkańcy Nowego Targu w pierwszej turze wyborów prezydenckich brali też udział w konsultacjach na temat przyszłości straży miejskiej w ich mieście. Upoważnionych do oddania głosu było ponad 26 tys. osób, ankiety wydano ponad 10 tys., z czego ponad 7 tys. opowiedziało się za likwidacją formacji.
– Straż miejska w mieście, w którym ma siedzibę komenda powiatowa policji, jest nieopłacalna ekonomicznie. Koszt utrzymania pracy 11 strażników, komendanta oraz jego zastępcy to kwota rzędu 870 tys. zł rocznie – tłumaczy Mariusz Wcisło ze stowarzyszenia Wolnościowe Podhale, które od kilku lat zabiega o likwidację straży. – Wynik konsultacji dobitnie pokazał, że mieszkańcy są przeciwni dalszemu funkcjonowaniu straży w naszym mieście. Teraz decyzje należą do rady – dodaje Wcisło.
Nie oznacza to jednak, że straż w Nowym Targu zostanie zlikwidowana. – Uważam, że jest ona potrzebna. Chcę jeszcze rozmawiać z radnymi na ten temat, by zachować ją choćby w okrojonej formie – mówi burmistrz Grzegorz Watycha.
O rozwiązanie straży walczą też mieszkańcy Szczecinka w Zachodniopomorskiem. Radny Marcin Bedka z komitetu Razem dla Szczecinka w lutym złożył wniosek o referendum, który poparło 3,7 tys. osób (wymagane było 3,2 tys., czyli 10 proc. liczby wyborców).
– Po weryfikacji komisja uznała, że prawidłowych było tylko 3,1 tys. podpisów – mówi Bedka. Dodaje, że podpisy odrzucano z różnych powodów, m.in. pod pretekstem, że osoby, które poparły wniosek, nie figurowały w spisach wyborców, bo pomylony był PESEL czy nieprawidłowy adres zamieszkania. – Ale najbardziej absurdalnym powodem odrzucenia było nieczytelne wpisanie imienia i nazwiska, w ten sposób urzędnicy odrzucili choćby podpis znanego lekarza ze Szczecinka – twierdzi Bedka.