Od piątku obowiązuje w kraju stan wyjątkowy. To reakcja rządu na protesty i demonstracje ludności, która ma już dość wyrzeczeń i obietnic lepszej przyszłości. Stan wyjątkowy trwać będzie co najmniej 90 dni, ale zapewne zostanie przedłużony.
Poniedziałkowy dekret prezydencki upoważnia armię do rozdziału reglamentowanej żywności oraz innych produktów. Przewidziano także specjalne działania mające zapobiec ingerencji z zewnątrz, w postaci wzmożonej kontroli zagranicznych firm, instytucji i wszelkich organizacji utrzymujących kontakty z zagranicą.
Kapitalizm czyha
Nie ma mowy o przejęciu kontroli nad krajem przez kapitalizm – ogłosił prezydent Nicolas Maduro, starając się przerzucić winę za największy kryzys gospodarczy kraju na tajemnicze zewnętrzne moce. To one sprawiły, że cena ropy naftowej spadła poniżej 50 dol. za baryłkę. A wpływy z eksportu tego surowca to 95 proc. dochodów budżetowych.
Brak wody w kranach władze tłumaczą suszą, a kolejki na stacjach benzynowych obiektywnymi trudnościami. Nie działa służba zdrowia, w szpitalach brak lekarstw. Zdaniem władz brak żywności ma być przejściowy. Zresztą jest ona dostępna na rynkach, ale dziesięciokrotnie droższa. Podobnie jak papier toaletowy. Inflacja osiągnie wkrótce prawie 500 proc., a gospodarka skurczy się w tym roku o 8 proc. Takie dane prezentuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Na ulicach wenezuelskich miast królują kryminalne bandy. Rabunki przechodniów i napady na sklepy są na porządku dziennym. Jak podaje „New York Times", powołując się na oficjalne statystyki, w pierwszym kwartale tego roku na ulicach zginęło 4996 osób. – To katastrofa, z której nie ma w zasadzie żadnego wyjścia – przekonuje „Rzeczpospolitą" Humberto Soccomandi z brazylijskiego dziennika „Valor Economico".