W sądzie pobierany jest wpis stały. Notariusz ustala swoje wynagrodzenie jako procent wartości dzielonego majątku. Gdy w grę wchodzi np. mieszkanie położone w atrakcyjnej części miasta, może wyjść spora suma. To główna przyczyna, dla której Polacy niechętnie załatwiają takie sprawy u rejenta.
– Nie stać mnie na to, aby za podział mieszkania odziedziczonego z siostrą po naszej mamie zapłacić kilka tysięcy – mówi czytelniczka z Warszawy.
Czas ma swoją cenę
Nierzadko spadkodawca zostawia swój majątek kilku osobom. Tak było w przypadku pani Julii. Zmarła nagle, a należące do niej mieszkanie odziedziczyli dwaj synowie. Jeden z nich wkrótce zmarł. Przypadający mu udział w spadku dziedziczą jego żona i córka. Mieszkanie należy więc do trzech osób: żyjącego brata oraz żony i córki zmarłego. Ponieważ regulowanie opłat za nie i pilnowanie innych spraw przez trzy osoby było kłopotliwe, spadkobiercy postanowili, że majątek trzeba podzielić, znieść współwłasność i przyznać mieszkanie tylko jednemu z nich.
Ponieważ są zgodni co do sposobu podziału, nie muszą iść do sądu. Mogą załatwić wszystko u notariusza. Mimo to przygotowali wniosek o podział spadku ze zniesieniem współwłasności i chcą złożyć go w sądzie. Wiedzą, że na ostateczne załatwienie sprawy przyjdzie im poczekać nawet kilka miesięcy i że u notariusza byłoby szybciej. Niestety, również dużo drożej.
W sądzie najwyższa opłata, jakiej mogą się spodziewać, to 600 zł – przy zgodnym podziale połączonym ze zniesieniem współwłasności (wynika tak z ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych). U notariusza – nawet kilka tysięcy.