Gdańska prokuratura twierdzi, że Grzegorz K. za kolacje i pieniądze sprzedawał informacje gangsterom z Łomży. Choć zarzuty nie dotyczą sprawy Olewnika, rzucają nowe światło na człowieka, który przez dwa lata prowadził poszukiwania Krzysztofa.
Grzegorz K. ma 55 lat, w policji jest od blisko 30. Zaczynał w Łomży, w Wydziale do Walki z Narkotykami. Potem był szefem Wydziału Kryminalnego. Później trafił do Warszawy i pracował w CBŚ. – Mówiło się, że awans dostał dzięki znajomości z jednym z naczelników Wydziału Kryminalnego w KGP – wspomina jeden z policjantów z Łomży, dziś na emeryturze.
Jesienią 2004 r. Grzegorz K. został szefem policyjnej specgrupy do sprawy Olewnika. Od porwania Krzysztofa minęły trzy lata, śledczy dreptali w miejscu, a porywacze grali policji na nosie i od roku cieszyli się okupem. Nie było wiadomo, co dzieje się z Krzysztofem (w tym czasie już nie żył). Nowa grupa miała przełamać impas.
– Na początku mieliśmy nadzieję, że wreszcie coś drgnie. W końcu poszukiwania przejęło CBŚ – wspomina Danuta Olewnik-Cieplińska, siostra Krzysztofa. – Pamiętam K. bardzo dobrze. Przyjeżdżał do nas do domu, przesłuchiwał nas, ufaliśmy mu.
Ale szybko się okazało, że to Olewnikowie stali się zwierzyną łowną. K. i jego ludzie przyjęli jako kluczową wersję samouprowadzenia. – Na cel wzięli głównie Danutę i jej męża. Sprawdzali ich alibi w noc porwania i tuż po – mówi dziś jeden ze śledczych.