Lekarze psychiatrzy spotykają się z żądaniem ze strony funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wydania dokumentacji medycznej pacjentów, wobec których toczy się postępowanie sprawdzające o wydanie lub przedłużenie poświadczenia bezpieczeństwa. To certyfikat pozwalający na wgląd w materiały tajne i ściśle tajne. ABW, zanim go wyda, bada, czy osoba daje rękojmię zachowania tajemnicy – by wiedzieć m.in., czy nie ma uzależnień (więc podatna na szantaż), czy legalnie zgromadziła majątek i nie ma schorzeń wpływających na jej sprawność umysłową.
– Z jednej strony ABW, zanim dopuści kogoś do tajemnic, musi sprawdzić, czy ktoś np. nie leczył się psychiatrycznie. Jednak to dane wrażliwe, więc lekarze niechętnie takie informacje udostępniają – mówi nam uznany psychiatra z wieloletnim stażem, który prosi o anonimowość.
Jak lekarze się zachowują? – Część psychiatrów odmawia i żąda pokazania postanowienia sądu o zwolnieniu ich z tajemnicy lekarskiej. Inni dla „dobra służby" informację przekazują w takiej formie, że nikt postronny się o tym nie dowie – dodaje nasz rozmówca.
O stosowane praktyki ABW zapytał poseł Marek Biernacki, były koordynator służb specjalnych, który uważa, że ABW, żądając dostępu do wiedzy o samym procesie leczenia, wykracza poza prawo.
– Dane lekarskie są święte. Także psychiatra nie powinien nikomu ich przekazywać, nawet służbom. Osoba, która ubiega się o certyfikat bezpieczeństwa, jeśli leczyła się psychiatrycznie, sama powinna to ujawnić. Jeżeli to zatai, i to później wyjdzie, straci rękojmię – mówi poseł Biernacki.