Wzorem amerykańskiego Secret Service, MSWiA chce wprowadzić nowy model pracy w Służbie Ochrony Państwa – oficerowie pracujący w ochronie bezpośredniej premiera czy prezydenta będą poddawani obowiązkowej rotacji. Zmiana ma zwiększyć dystans między osobą ochranianą a ochroną i w efekcie podnieść profesjonalizm służby i zwiększyć poziom bezpieczeństwa VIP. Rotacja w ochronie jest związana także z nowymi obowiązkami nałożonymi przez rząd PiS na nową Służbę Ochrony Państwa – czynności operacyjno-rozpoznawcze, których poprzednik, czyli BOR nie wykonywał.
– Sam chciałem wprowadzić taki wymóg w BOR, ale nie miałem akceptacji przełożonych. Pomysł nie podobał się osobom, które chroniliśmy – mówi „Rzeczpospolitej" gen. Marian Janicki, były szef Biura Ochrony Rządu.
Czytaj także: Fałszywy SOP-owiec powęszy wokół VIP-ów
Jak podkreśla generał – Nie jest tajemnicą, że po latach wspólnego przebywania 24 godziny na dobę między VIP-em a funkcjonariuszem rodzi się więź. Czasem wręcz sympatia – zauważa Janicki. – Dystans, który musi być zachowany, bo pozwala oficerowi dobrze pracować i podejmować niezależne decyzje, a VIP-owi go szanować i słuchać poleceń, się skraca.
O tym jak to wygląda w praktyce wiele razy pisały media. Tabloidy ujawniały np. przypadki, kiedy minister wykorzystywał oficera z grupy jego ochrony do noszenia nart lub wyprowadzania psa. – Wprowadziłem absolutny zakaz takich zachowań pod groźbą wyrzucenia ze służby. Poskutkowało – podkreśla gen. Janicki.