Jednym z głównych powodów zorganizowania podróży premiera akurat w tym momencie były zbliżające się święta oraz ostatnie decyzje rządu w sprawie terminu wycofania wojsk. Rząd planuje je przeprowadzić z końcem października przyszłego roku. Przesłał już w tej sprawie odpowiedni wniosek prezydentowi.
Lech Kaczyński proponowanego przez gabinet terminu jeszcze nie zaakceptował, choć jego współpracownicy zapewniają, że zrobi to bez zbędnej zwłoki.
Na wypadek, gdyby jednak prezydent wniosku nie podpisał, Sztab Generalny opracowuje awaryjny plan wycofania wojsk. Ewentualny brak podpisu głowy państwa pod dokumentem o przedłużeniu misji tylko do października 2008 r. oznaczałby bowiem konieczność natychmiastowej ewakuacji żołnierzy, i to już z końcem tego roku. Wtedy bowiem ich obecność za granicą nie miałaby podstaw prawnych.
– Wierzymy, że do przedwczesnego zakończenia misji naszych żołnierzy nie dojdzie. Nadszarpnęłoby to prestiż Polski – mówił w Sejmie Piotr Czerwiński, wiceminister obrony. Zaznaczył jednak, że gdyby zaszła taka potrzeba, działalność operacyjna w Iraku może się skończyć już 31 grudnia. Odpowiadając na pytanie posła PSL Stanisława Rakoczego, wiceminister poinformował, że według awaryjnych planów żołnierze wróciliby jednak do kraju nie wcześniej niż w lutym.
Dlatego też, prócz życzeń, sprawa wycofania kontyngentu była jednym z głównych tematów wczorajszych rozmów Donalda Tuska z żołnierzami. Premier zapewniał ich, że jest spokojny o jakość i tempo wycofania wojsk.
– Tegoroczna Wigilia będzie ostatnią, jaką spędzimy w Iraku. Kończymy misję z pełnym przekonaniem, że polscy żołnierze wypełnili ją z naddatkiem i zrobili więcej, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać – dodał szef rządu.