Policjant poradził, by ukradła pieniądze

Funkcjonariusz szczecińskiej drogówki doradził świadkowi wypadku, by zabrał pieniądze należące do ofiar zderzenia. Śledczym tłumaczył, że żartował

Publikacja: 23.07.2008 04:17

Halina K., właścicielka jednego ze szczecińskich barów odwiedzanych przez policjantów, w 2006 r. jechała z mężem samochodem z Piły do Szczecina. Byli świadkami wypadku.

Furgonetka z dwoma mężczyznami podczas wyprzedzania uderzyła w seicento. Jego kierowca zginął na miejscu. Dostawczy samochód wpadł po uderzeniu pod tira. Pasażer zginął, kierowca zmarł w szpitalu.

Furgonetką, która brała udział w zderzeniu, jechał współwłaściciel hurtowni butów. Tego dnia rozwoził kolejne partie towaru i inkasował zapłatę. Z rozbitego samochodu na drogę wypadły pieniądze biznesmena – 15 tys. zł.Gdy państwo K. zatrzymali się przy wypadku, kobieta znalazła utarg leżący na ziemi i zabrała.

Policjant tłumaczył, że potraktował pytanie Haliny K. jak żart, więc żartem też odpowiedział

– Potem, jadąc już samochodem, zatelefonowała po poradę do znajomego policjanta z drogówki, pytając, co zrobić – mówi prokurator Robert Śledziński z Wydziału IX Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, która prowadziła sprawę. – Ten policjant poradził, że zrobi szlachetnie, jak odda pieniądze, ale z drugiej strony zawsze ktoś może powiedzieć, że tych pieniędzy było więcej i oskarżyć ją o przywłaszczenie. Zasugerował, że może „zapomnieć o temacie“. Kobieta na to odpowiedziała: „Aha, znalezione, nie kradzione“ – opisuje rozmowę telefoniczną.

Nagranie to wyszło na jaw przypadkiem. W szczecińskiej drogówce trwało bowiem wielkie śledztwo dotyczące korupcji, w którym nagrywano rozmowy policjantów (za przyjmowanie łapówek prokuratura postawiła zarzuty już 21 policjantom drogówki). Jedna z zachowanym rozmów naprowadziła śledczych na sprawę Haliny K.

W trakcie śledztwa kobieta nie przyznała się do winy. Wyjaśniała, że rzeczywiście znalazła pieniądze, które wypadły z rozbitego samochodu. Ale – jak stwierdziła – po rozmowie z policjantem wyrzuciła je koło miejsca wypadku.

Jak swoje rady tłumaczył funkcjonariusz drogówki?– Wyjaśnił, że myślał, iż to koledzy chcą mu zrobić żart i namówili panią Halinę, by do niego zadzwoniła. Uznał sytuację za niewiarygodną. Nie chciał, by potem koledzy w barze się z niego śmiali, więc odpowiedział żartem – mówi prokurator Śledziński.

Sprawa Haliny K. czeka na rozstrzygnięcie przez sąd. Kobiecie, którą prokuratura oskarża o przywłaszczenie 15 tys. zł, grozi do roku więzienia. Śledczy postawili też policjantowi zarzuty nakłaniania do przywłaszczenia mienia. Grozi mu taka sama kara jak kobiecie, której doradzał przez telefon.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

m.stankiewicz@rp.pl

Halina K., właścicielka jednego ze szczecińskich barów odwiedzanych przez policjantów, w 2006 r. jechała z mężem samochodem z Piły do Szczecina. Byli świadkami wypadku.

Furgonetka z dwoma mężczyznami podczas wyprzedzania uderzyła w seicento. Jego kierowca zginął na miejscu. Dostawczy samochód wpadł po uderzeniu pod tira. Pasażer zginął, kierowca zmarł w szpitalu.

Pozostało 86% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Służby
Dwa zarzuty dla byłego komendanta głównego policji. Chodzi o granatnik na komendzie
Służby
Niezidentyfikowany obiekt latający przy wschodniej granicy. „Teksty pisane cyrylicą”
Służby
Niezidentyfikowany obiekt nad Polską. Policja: Jest w naszej dyspozycji
Służby
W Warszawie masowo padają ptaki. Jest komunikat służb. Uwaga na komary i meszki