Reklama

Mediom odpuścili, drążą podsłuchy

Prokuratura nie ściga już dziennikarzy za ujawnienie informacji ze śledztwa o bezprawnej inwigilacji.

Publikacja: 16.09.2019 21:00

Policjant z Gorzowa, który pięć lat temu sprawdzał bilingi telefonu służbowego ówczesnego rzecznika

Policjant z Gorzowa, który pięć lat temu sprawdzał bilingi telefonu służbowego ówczesnego rzecznika CBA Jacka Dobrzyńskiego, do dziś za to nie odpowiedział

Foto: shutterstock

Prokuratura Okręgowa w Szczecinie nie znalazła informatorów Radia Zet, które jesienią ubiegłego roku ujawniło, że w jej śledztwie są dowody na nielegalne podsłuchiwanie i inwigilację kilkudziesięciu osób: polityków, dziennikarzy, prawników. W 2014 r. byli oni podsłuchiwani na tzw. enki, czyli formalnie na nieznane numery telefonów.

Informacje dziennikarzy nie spodobały się prokuraturze ze Szczecina, która wszczęła śledztwo w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego bez zezwolenia, a więc przeciwko dziennikarzom. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", właśnie je umorzono z powodu „niewykrycia sprawcy".

„Podpięty" pod gang

Kulisy operacji będącej dowodem na to, że po głośnej aferze taśmowej z 2014 r. nielegalnie podsłuchiwano nie tylko dziennikarzy, jako pierwsza opisała „Rzeczpospolita". Informowaliśmy, że do śledztwa dotyczącego zorganizowanej grupy przestępczej z Gorzowa „podpięto" telefon Jacka Dobrzyńskiego, który w tamtym czasie był rzecznikiem CBA. Wykrył to prokurator z Warszawy prowadzący śledztwo w sprawie inwigilacji szefów służb. Tę sprawę umorzył, jednak odkrył, że wysokiej rangi policjant z komendy wojewódzkiej w Gorzowie Wielkopolskim jesienią 2014 r. nakazał funkcjonariuszowi z wydziału wywiadu kryminalnego wystąpić o billingi Dobrzyńskiego – ówczesnego rzecznika szefa CBA Pawła Wojtunika.

Policjant z Komendy Wojewódzkiej w Gorzowie wystąpił o billingi z telefonu komórkowego Dobrzyńskiego 12 grudnia 2014 r. Nie powinien tego robić, bo nie było mu to potrzebne do spraw, którymi się służbowo zajmował. Funkcjonariusza interesował tylko jeden dzień – 10 października 2014 r.

Przeczytaj też: Skandal w GITD. Fikcja z automatycznymi pomiarami prędkości

Reklama
Reklama

Dlaczego? Hipoteza jest taka, że nie był to dzień przypadkowy – 9 października 2014 r. do późnych godzin popołudniowych odbywało się bowiem tajne posiedzenie sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Obecny na nim Paweł Wojtunik (wtedy szef CBA) miał powiedzieć o tym, że jest śledzony – co zauważyli ochraniający go funkcjonariusze BOR. Sprawa stała się głośna, bo w dniu posiedzenia komisji opisał ją portal TVN 24.

Tak wydawałoby się nieistotny „drobiazg" jak billingi z jednego dnia – pozwolił wszcząć nielegalną kontrolę operacyjną na niezwykle szeroką skalę. W służbowym telefonie Dobrzyński miał bowiem ok. tysiąca numerów telefonów – nie tylko do dziennikarzy, ale także osób ze świata polityki, adwokatów i prokuratorów.

Czy śledczy znaleźli dowody na nielegalną inwigilację służb prowadzoną po tzw. aferze taśmowej? Szczecińska prokuratura odmawia nam wszelkich informacji, podając jedynie, że „śledztwo jest w toku" i dotyczy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych (policjantów), co polegało na „uzyskaniu danych telekomunikacyjnych numeru abonenckiego telefonu użytkowanego przez Jacka Dobrzyńskiego".

Postępowanie trwa od dwóch lat, nikt nie ma w nim zarzutów, choć wydaje się, że policjant, ściągając billingi Dobrzyńskiego, dopuścił się oczywistego nadużycia.

Wytłumaczenie może być inne: funkcjonariusz nie robił tego z własnej inicjatywy, ale na polecenie kogoś wyżej.

Według nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej" ten wątek jest badany w śledztwie – sprawdzane są służbowe e-maile tego policjanta – do kogo je słał i kto do niego pisał. Według naszej wiedzy do zbadania korespondencji zaangażowano eksperta z tej dziedziny.

Reklama
Reklama

Grupy po aferze taśmowej

Istnienie dwóch tajnych specgrup do zbadania, kto stał za aferą taśmową, odkrył gen. Zbigniew Maj, gdy na początku 2016 r. został komendantem głównym policji. Pierwsza grupa miała ustalić, kto podsłuchiwał VIP-ów w warszawskich restauracjach, kto był inspiratorem i jaki miał cel. Druga, złożona tylko z funkcjonariuszy ówczesnego BSW, miała wyjaśniać, czy za nagraniami mogą stać służby: ABW i CBA. Ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz nie ufał im.

To właśnie audyt Maja (niedokończony w związku z jego dymisją) wykrył tropy wskazujące na to, że podsłuchy prowadzono w ramach innych śledztw kryminalnych, wobec osób rzekomo nieznanych i na czas do pięciu dni – a więc bez zgody sądu i bez jakiejkolwiek kontroli. Nie widniały w rejestrze, dowody miały być usuwane – zachowały się skąpe ślady – to dlatego prokuratura (stołeczna) odmówiła wszczęcia śledztwa na podstawie audytu. Temu, że do nadużyć doszło, przeczy sprawa Jacka Dobrzyńskiego.

Według informacji „Rz" z materiałów operacyjnych sprawy, w ramach której pobrano billingi rzecznika CBA, wyniknęło, że założono co najmniej dziesiątki „enek" na dane osób z jego książki telefonicznej. M.in. rzecznika ówczesnego prokuratora generalnego, dziennikarzy z Polsatu, „Rzeczpospolitej" czy polityków: posła PO Sławomira Neumanna i posła PiS Jerzego Polaczka. Radio Zet podało, że takich osób jest ok. 30.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Służby
Niezidentyfikowany obiekt rozbił się w województwie lubelskim
Służby
Szpiedzy chcą azylu. Zaskakujący finał największej afery wywiadowczej w Polsce
Służby
Ukraińcy dementują plotkę z Telegramu. „Polscy strażnicy graniczni nie pytają o Banderę i Wołyń”
Służby
Ostrzegawczy e-mail tuż przed eksplozją granatnika. Czy wybuch w gabinecie szefa policji był zamachem?
Reklama
Reklama